Byłam świadkiem jej czarów.

Kiedy wchodziłam do mieszkania, wszystko wyglądało tak samo.

Porządek.

Zapalona lampka w przedpokoju.

Na regałach mnóstwo książek.

Bez radia, telewizora.

Cisza.

Niepasująca do świata, który jeszcze przed chwilą się rozgrywał.

Zanim weszłam do środka.

Ulica, tramwaje, tu jedna, tu druga komórka, słuchawki w uszach, muzyka, rozmowy, krzyki.

Cieszyła się, że mnie widzi.

Wycierała ręce, suszyła w fartuszek, chwytała twarz obiema rękami i mówiła:

„Czekałam na Ciebie!”

Zapach.

Hmm.. czasem coś się przypomina, kiedy wchodzę do kościoła albo zielarskiego sklepu.

Staję wtedy.

Zamykam oczy.

Wzruszam się głęboko.

Ile bym dała za jeszcze jedno spotkanie.

Pachniało specyficznie.

Kadzidłami, zielskami.

Znała się na tym.

Jak aptekarka, choć nie skończyła studiów.

Zawsze miała gotowy obiad, ciasteczka i dawała mi jakieś zawiniątka.

Sama robiła mydełka, kremiki, nalewki.

„Coś dla zdrowia!”

Kazała siadać i odpoczywać.

Nie zadawała pytań i leczyła od samego pojawienia się w progu.

Wyczuwała sprawy na odległość.

Miała nosa.

Nie narzekała, choć była pełna chorób.

Stara, pomarszczona.

W sumie to ledwie żywa.

A tak pełna życia.

Miała szósty zmysł do ludzi.

I dziś chcę, z okazji kończącego się roku, podarować Ci coś, czego mnie nauczyła.

„Babciu, czemu nie narzekasz?”

Przyłaziły do niej tłumy ludzi. Sąsiadki, dzieci, wnuki, koleżanki z dawnej pracy i ich córki, synowie zmarłych kuzynów, siódme wody po kisielu.

Mówiłam jej nawet, że ma tu gdzieś zamontowany magnes na psycholi. Skąd znają adres? Jeszcze zobaczysz, że Cię okradną.

Przychodzili z ciężarami.

Mówiła:

„Wypłaczą się. Wygadają. Przejdą zabieg i wyjdą inni.”

Babcia nie była chirurgiem.

Potrafiła poruszać znacznie głębsze struktury. Delikatniejsze tkanki.

Zdradzała mi swoje sekrety.

Powolutku.

Wiedziała, że jestem jeszcze za głupia na to.

I zbyt skoncentrowana na sobie.

Mówiła, że kobieta ma w sobie wielki ogień.

Może ludzi karmić.

Ale najpierw musi stać się bogata.

Nie, nie w pieniądze.

Po pierwsze w lata doświadczeń.

Po drugie w umiejętność kochania właśnie wtedy, gdy słabości jak wrzody wychodzą na wierzch.

Co wtedy robić?

Zdiagnozować truciznę i dawać odtrutkę.

A żeby dobrze diagnozować trzeba mieć w sobie ciszę.

Modlić się.

Upiększać nie przed lustrem, ale przed Bogiem.

Nauczyć się milczeć… Jego językiem.

Tłumaczyła, że z agresją zawsze łączy się strach.

Jak ktoś jest wyrywny, roszczeniowy, nie patrz na tę zbroję.

Szukaj małego dziecka, które jest przerażone.

I weź je w objęcia.

Bez dotykania. W swojej głowie.

Patrz spokojnie. Czule.

Jak na dziecko, które coś boli.

Krzyczy, wyje, jest niespokojne, trzęsie się, wyrywa.

Nie daj się wciągnąć w wojnę.

Przeczekaj napięcie.

Okładaj wyrozumiałością.

Wycieraj łzy delikatnością.

Zrozum, wycisz burzę. Nie wymądrzaj się, a jedynie zadawaj pytania.

W końcu rozbij tę wielką kulę, która zgniata go czasem lata.

Nazwij strach, podziel się tym, jak sama sobie z nim radzisz.

A zwieje.

Nie raz widziałam, jak wybiega przez dziurkę od klucza.

Boi się rozmowy jak diabeł święconej wody.

Kiedy ktoś jest próżny, zarozumiały, wnerwia Cię tym cały… pamiętaj, że jest niepokochany.

Ma pojemne serce. Dostał wielkie w darze.

Ale szuka uznania nie tam, gdzie powinien.

Jest emigrantem.

Wciąż udaje kogoś kim nie jest.

Spuść powietrze z balonika.

Pozwól mu wrócić… do siebie.

Naucz go być po swojej własnej stronie.

Stawać się swoim przyjacielem.

Zdejmij kajdanki bycia niewolnikiem opinii innych.

Daj ćwiczenie.

Które będzie trenowało nowe nawyki.

Kobieta jest kreatywna z natury. Wymyśla nie tylko zabawy, ale i recepty na ból duszy.

Gdy przychodzi ktoś kto nie może mieć dziecka, wysłuchasz całej historii o tym, jak pragnie być rodzicem. Nie układa się w związku.

Poczekaj aż zwymiotuje całą tę niestrawność.

Później odkryjecie razem, że cierpi przede wszystkim dlatego, że został okradziony z poczucia bycia spełnionym, wartościowym.

Zapytaj, czy patrzy na siebie czule? Kocha swoje ciało? Jest dla siebie dobry?

Usłyszysz odpowiedź bolesną jak zabieg łyżeczkowania:

Nie.

Nie kocham siebie.

A brak dziecka to tylko potwierdzenie.

Jestem wybrakowaną kobietą. Niekompletnym mężczyzną.

Bingo! Mamy gada! Źródło!

Weź go za łeb i zgnieć.

Przywróć godność.

Uderzaj zawsze w niewidzialnych przeciwników.

Nigdy w kogoś kto przyszedł. Siedzi przy Tobie.

To siła kobiety.

Jej intuicja.

Opatruje rany, które ktoś zadał, a nie zostawiają śladu na skórze.

Mieszkanie mojej babci to było coś znacznie więcej niż szpital.

To miejsce… odzyskiwania życia.

Zgasła 31 grudnia rok temu.

To jest dla mnie wciąż trudne.

Od zawsze była w tym małym punkcie świata.

Tak prosta, skromna.

Nigdy nie wyjechała za granicę.

92 lata.

Tłum ludzi na pogrzebie.

Powtarzające się jak mantra zdania reprezentantów różnych pokoleń:

Zmarła lekarka ludzkich serc.

Zamieniała strach w odwagę.

Wstyd w bezwarunkową miłość.

Z kompleksów robiła ozdoby.

Rozbrajała bomby przemocy.

I śmiała się, jak narzekałam, nie widząc sensu, gdy separowałam się od toksycznych ludzi.

„Właśnie, moje dziecko, o to chodzi! By iść ze światłem tam, gdzie ciemno od dawna. To żadna zasługa cieszyć się z tymi, którzy weseli. Ty masz być pierwszym człowiekiem na ziemi, który wznieca ogień w środku zimy i ostatnim, który się poddaje. Rodzicem osieroconych ludzi”.

Dostałam spadek.

I życzenia na każdy nowy rok.

Przekazuję je dziś dla Ciebie…

Od babci Gertrudzi.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią