A może jest tak, że ból, który duszę rozrywa, dostaje się do nieba i je otwiera… Po tej stronie człowiek milknie, gdy umiera, a tam śpiewa?

Czy śpiewa?

Gdy o tym myślę, zawsze przypomina mi się cicha, najbardziej cicha noc, jaką przeżyłam.

Mam na imię Nina, 38 lat chodzę po świecie. Kiedy byłam dzieckiem, już w okolicach świąt z wypiekami na twarzy, szukałam śladów Mikołaja. Wyobrażałam go sobie na wielkich saniach, jadącego z nieba.

Szukałam razem z siostrami pierwszej gwiazdki, która się w oczach mieniła. A potem przez okno zamiast spać na nią patrzyłam i z nią dialogi prowadziłam. Mając pewność, że gdyby tylko chciała, to by spadła albo chociaż się przybliżyła, by ciemną noc skończyć szybciej, a ja bym mogła…spotkać Mikołaja.

Jak jeszcze w niego wierzyłam, to ukrywał się przede mną. Nigdy nie zaczekał aż się zbudzę. Cieszyły mnie prezenty, ale i rozczarowana byłam… jak to… taki ładny list napisałam? A on nie chciał się ze mną zobaczyć?

Chciałam go poznać. Przytulić się do niego.

Okazuje się, że tak samo u mnie w relacji z Bogiem. I On się przede mną ukrył, jakby nie chciał spotkać. I ja czekałam, błagałam o znak nie raz… a On nic.

Nie dawał się poznać. Nie chciał mnie…

przytulić.

Milczał. A więc i w Niego straciłam wiarę już jako dorastająca dziewczyna.

A potem zdarzyła się cicha noc. Najbardziej cicha jaką przeżyłam.

Byłam w zaawansowanej ciąży. Bardzo się cieszyłam. Miały być nasze wspólne pierwsze święta już z dzieckiem na rękach.

Za to w środku jednej nocy ogromny ból, krew, komplikacje. Trzeba było szybko działać. Szpital, światła i mnóstwo ludzi wokół mnie, których nie znałam.

Oddzielili mnie od dziecka, które przez ostatnie tygodnie czułam. Z którym rozmawiałam, na które czekałam.

Płaczu nie usłyszałam. Nikt mi niczego nie tłumaczył, bo moje życie próbowali ratować. Też zagrożone.

A może jest tak, że ból, który duszę rozrywa, dostaje się do nieba i je otwiera… Po tej stronie człowiek milknie, gdy umiera, a tam śpiewa?

Czy śpiewa?

Gdy o tym myślę, zawsze przypomina mi się cicha, najbardziej cicha noc, jaką przeżyłam.

Bo krzyk który z siebie wydobyłam, gdy się dowiedziałam, że moje dziecko nie przeżyło, był tak wielki, że nikt go nie usłyszał, był poza skalą…

Ciszą… tak głośną, że bez dźwięku.

Wyszłam stamtąd bez dziecka na rękach, za to z bandażem elastycznym na piersiach. Pełna bezużytecznego pokarmu, bez rozmowy, bez balsamu, bez bicia serca synka.

Gdy już się otrząsnęłam z szoku i poznałam każdy skrawek rozpaczy, depresji i smutku,

zaczęłam szukać…

Szukać mojego dziecka.

Tego kim było, kim jest jeśli

jest i czy ma duszę.

Bo jeśli tak, to poczułam, że muszę, że muszę…

zbadać te przestrzenie poza ciałem, by być bliżej kogoś kto był we mnie. I tak zaczęłam na nowo łapać kontakt z Bogiem.

Który odezwał się do mnie.

Odezwał się do mnie przez całą tę historię.

Nie wiem jak Ci to powiedzieć, ale dzisiaj już nie mam wątpliwości, że aby być gotowym na stawienie się u progu niepojętej, nieznanej na świecie miłości,

musisz zedrzeć skórę, zrzucić wszystkie maski, uwolnić się od kłamstwa, zaleczyć kompleksy i uwolnić od tego wszystkiego co cielesne… od przywiązań nawet do winka wieczorkiem i w weekendy, od pożądania i wszystkich nieczystości.

I to boli, bardzo boli. Choć świat dzisiaj próbuje wmówić, że do oświecenia, do świętości można dojść zalewając słodkim sosem śmietnik, który mamy w sobie.

Zaświadczam całą moją historią, że to nieprawda. Jesteśmy tak daleko od Prawdy, która wyzwala, że bez cierpienia się nie da… Wyskoczyć ze swoich przekonań i naprawdę zapytać… zawołać…

Boże… czy Ty jesteś? Jeśli tak? To jak to możliwe, że zrezygnowałeś z nieba i stałeś się człowiekiem?

Dzisiaj wiem, że mój ból, który duszę rozerwał, dostał się do nieba za moim dzieckiem i go otwiera dla mnie… Bo dusza mojego dziecka była na tyle niewinna, na tyle lekka, że bez problemu poszybowała w górę.

I ja pewnego dnia umilknę, gdy będę umierać, ale mam tę przewagę przed Tobą, że wiem,

wiem, że po tamtej stronie śpiewa,

śpiewa wypełniony po brzegi miłością

mój syn.

Cichą noc, bym się nie zgubiła,

przeciskając się na spotkanie z wiecznością.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią