Głos śmierci
budzącej do życia
Nazywam się Ewa Liegman, prowadzę hospicjum dla dzieci, hospicjum perinatalne i Centrum Wsparcia po Stracie eMOCja.
Kim jestem?
Głosem, którego współczesny świat nie chce słyszeć. Głosem gasnących dzieci, samotnie konających nastolatków, zapomnianych dorosłych. Głosem śmierci budzącej do życia. Nazywam się Ewa Liegman, prowadzę hospicjum dla dzieci, hospicjum perinatalne i Centrum Wsparcia po Stracie eMOCja. Boisz się śmierci? Przerażają Cię aktualne wydarzenia na świecie? Nie wiesz w jaki sposób odnaleźć spokój i radość ducha? Zapraszam Cię pod drzewo figowe w przypowieściach o śmierci, zbliżających do wieczności.
Czy przypowieści są prawdziwymi historiami?
Każda z przypowieści jest zbiorem wielu spotkań, doświadczeń właśnie na tej cienkiej granicy życia i śmierci, jednak są tak pisane, by nie naruszyć prywatności kogokolwiek. Umieranie jest niezwykle intymnym doświadczeniem, tajemnicą, której staram się nie naruszać. Polecam z każdą historią usiąść w ciszy, w samotności i nie spieszyć się, czytając. W końcu to spotkanie na szczycie.
Dlaczego figa i dlaczego spotkanie?
Figowiec to dla mnie niezwykle wymowny symbol, wskazujący w wielu kulturach na znaki przemijania, kluczowych momentów w historii konkretnego człowieka, a i całej ludzkości. Na kartach Biblii wielokrotnie spotykamy się pod drzewem figowym, a i okoliczności zazwyczaj są wstrząsające. Figowiec był świadkiem wygnania pierwszych ludzi z raju, bo to właśnie listkiem figowym zakryli swoje ciała. A jednocześnie figi są wyjątkowo słodkimi owocami, tak jakby właśnie pod trudnymi doświadczeniami krył się skarb nie z tego świata.
A dlaczego spotkanie? Hospicjum Pomorze Dzieciom nauczyło mnie, że jedno spotkanie może całkowicie odmienić nasze życie. Byłam świadkiem przemian wielu ludzi właśnie tutaj, w miejscu, gdzie w obliczu śmierci nic się nie kończy, ale wszystko zmienia. Dzisiaj zapraszam do tego spotkania ciebie.
Na blogu spotykamy się z bohaterami, którzy tracą życie w różnym wieku. Są śmierci po ludzku nie do przyjęcia, a i z nimi spotykamy się tutaj. Czy spotkania pod figowcem wymagają odwagi?
Śmierć jest tajemnicą, a jednocześnie najbardziej uniwersalnym doświadczeniem dotykającym wszystkich ludzi na całym świecie, jednym z najintymniejszych momentów. W Hospicjum nauczyłam się zadawać sobie trudne pytania. Bez próby poszukiwania odpowiedzi, tracimy szansę na uświadomienie sobie ważnych spraw. Jeśli w porę wyruszymy w tę podróż, może rzadziej będziemy słyszeć: „gdybym wiedział, że zostało mi mało czasu, inaczej bym żył”.
Wiele osób całe życie ucieka przed rzeczami, które są dla nich trudne. Ale gdy śmierć jest blisko, nie jesteśmy w stanie nigdzie uciec. Uświadamiamy sobie, że mieliśmy czas, żeby pozałatwiać rzeczy z samym sobą i nigdy tego nie zrobiliśmy, nie odważyliśmy się, nie zmobilizowaliśmy. W dzisiejszym dynamicznie zmieniającym się świecie, wypierającym śmierć na wiele sposobów, trudno nam po prostu, zwyczajnie BYĆ obok kogoś kto cierpi, nie spełnia naszych oczekiwań, jest niewygodny, kto wchodzi pod tę stromą górę straty, zmagań, doświadczeń. A przy tym wiele osób skarży się na samotność, brak zrozumienia. Rozpadają się relacje nawet zanim przychodzi trudna próba. Szczególnie śmierć dziecka jest trudnym doświadczeniem już w samej rozmowie, właśnie dlatego rodziny jej doświadczające zostają zwykle zupełnie same. Dzisiaj świat już nie mówi, a krzyczy, że nie da się niczego zrobić w momencie postawienia ostatecznej diagnozy. Stąd bezcenna rola zespołów hospicjów dziecięcych i perinatalnych, za które bardzo dziękuję, bo zmieniają świat.
Wiele osób podkreśla, że w tych przypowieściach wbrew pozorom jest więcej życia niż śmierci. Czy śmierć uczy nas, jak żyć?
Wystarczy zadać sobie jedno proste pytanie: jakbym spędził ostatni dzień mojego życia? Śmierć otwiera zupełnie nową perspektywę, kontaktuje nas bezpośrednio z naszymi pragnieniami, z tym co było dobre i złe, a więc z prawdą o nas samych. Dlatego tak bardzo ważne jest, by w tej drodze umierania, przygotowania do śmierci, nie przestać iść, a więc wciąż zadawać sobie trudne pytania, szukać lekarstw na ból nie tylko fizyczny, ale i psychiczny, duchowy. Bo to właśnie osoby poszukujące docierają do prawdy. Zdarza się, że w obliczu takich doświadczeń tracimy wiarę, a z drugiej strony są ludzie, którzy odnajdują w podobnej sytuacji miłość Boga. Sama często odkrywam, że deklaruję się, jako osoba wierząca, a zastygam i kostnieję w poglądach. Śmierć uczy mnie tego i wszyscy Podopieczni, by wciąż schodzić w dół swojego serca, odkrywać siebie i sens wszystkiego, co nas spotyka. Dużo czytać, myśleć, myśleć, myśleć, zgłębiać i odnajdywać harmonię między rozumem, tym co intelektualne, umysłem, psychiką a światem uczuć, głębią duszy.
Czytając historie trudno powstrzymać wzruszenie. To codzienność w hospicjum i w centrum wsparcia po stracie?
To droga pod bardzo stromą górę! Na wytrwałych i umiejących czekać na koniec historii czekają nieprawdopodobne widoki. Przypowieści powstawały również z wielkim wzruszeniem, bo pokazują, że nawet najtrudniejsze rzeczy, w których czasem nie dostrzegamy logiki, mają sens. W Starym Testamencie lubię opis stworzenia świata. Tam jest napisane, że Bóg stwarzając świat rozdzielał, rozrywał: światło od ciemności, noc od dnia, niebo od morza. To było ciągłe rozerwanie, jakby ciągły kryzys. I tak widzę tutaj towarzyszenie człowiekowi w kryzysie, w momencie, w którym się rozrywamy. Zawsze jest wtedy taka pokusa, żeby się zasklepić jeszcze bardziej, bo to za bardzo boli, ale też przy okazji złamania, wypływa z nas wszystko, co trudne. Trzeba wtedy mieć przy sobie, mądrego, zaprawionego w boju człowieka. Warto być ciekawym życia i odkrywać sens nawet tam, gdzie go nie ma, zwłaszcza w brakach, w słabościach. To w te miejsca najprędzej wpadnie światło. Kto wie, być może spotkania pod drzewem figowym będą pomocne?
Bohaterowie przypowieści tracą życie w różnych okolicznościach. Wielu ludzi dzisiaj chce nagłej, bezbolesnej śmierci, czy ona rzeczywiście jest łatwiejsza?
Żałoba jest drogą, która wymaga czasu. Zatrzymania się. Przeżywania wszystkich jej stanów. Nauką czułości wobec siebie i bliskich. Najtrudniej jest nam trwać i wytrwać ze sobą samym w tym doświadczeniu albo obok cokolwiek się wydarzy. Przetrzymać łzy, wybuchy gniewu, krzyku, cierpienia, które rozrywa duszę. Osoby trafiające pod skrzydła specjalistów w centrum wsparcia po stracie wyposażane są w narzędzia niezbędne do tej długiej drogi, stwarzają przestrzeń do odkrywania siebie w stracie, a przy tym relacji, która nie kończy się w momencie śmierci. Chcielibyśmy umrzeć nagle i szybko, a potem okazuje się, że śmierć niczego nie przerwała, a jej okoliczności są ważne i zostawiają głęboki ślad. Wielkim bólem jest osamotnienie, brak możliwości załatwienia spraw, odkręcenia gorzkich słów, myśl czy bliska mi osoba w momencie śmierci była przygotowana, gdzie teraz jest jej część. Tak trudno nam w dzisiejszym świecie przeżywać żałobę, otrzymywać wsparcie od rozpędzonego społeczeństwa. A szkoda… bo to od nas dorosłych dzieci uczą się jak PRZEŻYWAĆ kryzysowe sytuacje, nie tłumić emocji, a więc spotkać się ze sobą samym w prawdzie. Szczególnie w dzisiejszym świecie chcemy rezultatów na już, a żałoba trwa, a im bardziej ją tłumimy, tym droga się wydłuża. Najwięcej czułych słów słyszę na cmentarzu, kiedy kończy się historia małżeństwa, trudnych, połamanych relacji. Nie do zniesienia matka zmienia się w mamusię na wstęgach, niełatwy w kontakcie ojciec, tatusiem, za którym będziemy tęsknić, choć nie lubiliśmy się całe życie. Śmierć zabierając osobę bliską, odsłania wszystko to, na co nie zwracaliśmy uwagi. Żałoba uczy wdzięczności i przyjmowania siebie z tym wszystkim, czego nie mogę już nadrobić, a przy tym pomaga pokochać utraconą osobę na nowo, pozałatwiać niezałatwione sprawy, spróbować przebaczyć. W Centrum Wsparcia po Stracie eMOCja uczymy się budowania relacji na głębszym poziomie, o czym również wiele znajdziemy w spotkaniach pod figowym drzewem.