Zaproszenie do innego świata

Nareszcie spadł kamień z serca.

Walka skończona, a mnie udało się… Wyzwolić z miejsca egzekucji, z mojego więzienia.

Poznaliśmy się na wakacyjnym wyjeździe. Cała była słoneczna. Ognista. Rude włosy, piegi i taka promienna. Uśmiechnięta od ucha do ucha. Lubiła robić sobie jaja. Dusza towarzystwa. Z dystansem do siebie.

Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Ja byłem bardziej sztywny, nadęty. Rozciągała więc mnie wbijając szpilki.

Po dwóch latach została moją żoną. Szybko też spodziewaliśmy się dziecka.

Urodziła się córeczka. Kopia Emilki. Poród bardzo szybki. Emilia była tak bardzo czuła, płodna, pełna życia. Zakochiwałem się w niej coraz bardziej, widząc jej blask w oczach, ogień pomimo nieprzespanych nocy, trudności i bolesnych dni.

Lubiła piec szarlotki i robić wszystko na raz. Wkurzało ją, że jestem flegmatykiem. A dla mnie wyzwaniem było mieć obok siebie taki dynamit. Nie umiałem za nią nadążyć.

Dlatego tamtego dnia przesiedliśmy się. Ja byłem spóźniony, nie umiałem być punktualny. Wciąż słyszałem przytyki od mojej żony, która już z ubranym dzieckiem na kolanach, powtarzała:

„To wstyd nie być na czas.”

Jechałem powoli, a ona chciała nadrobić. Wciąż mówiła, bym jechał szybciej. Wkurzyłem się, choć mnie trudno uruchomić. Zahamowałem i kazałem, by to ona jechała dalej.

Nigdy nie dojechaliśmy do celu. I choć wypadek nie był z jej winy… na zakręcie w lesie moje dziewczyny…

z kim innym się umówiły? Dlatego się spieszyły?

Mnie odratowali. Choć byłem martwy na tyle, że próbowałem się zabić, gdy dotarło do mnie, że je straciłem.

I z próby samobójczej mnie wyciągnęli. Nie potrafię opisać słowami głębokości rozpaczy. Pustki i więzienia.

Moja żona nigdy nie utraciła młodości, seksapilu. Jej twarz się nie pomarszczyła. Na wszystkich zdjęciach jest piękna. Na zdjęcia długo nie mogłem patrzeć.

Dzisiaj mam je obie przed oczyma. A moja córka? Nigdy nie utraciła czystości serca dziecka. Przeszła do historii ludzkości jako dwuletnia dziewczynka.

Ich grób zatrzymywał od samego początku ludzi w różnym wieku. Na pomniku… na pomniku fotografia tak bardzo uśmiechnięta, Milenka na jej rękach.

Ja straciłem za to wszystko. Straciłem je obie. Zestrzałem się natychmiast.

Żyłem razem z nimi w grobie przez wiele długich lat. Nosiłem przy sobie fragmenty ich obecności.

Nienawidziłem wszystkiego i wszystkich. Aż w końcu postanowiłem wyruszyć w drogę. Uporządkować myśli. Ponaprawiać swoją duszę rozpieprzoną na kawałki.

Wiedziałem, że więcej nie założę rodziny. Pytałem Boga, dlaczego, dlaczego, dlaczego? Chcę bym był tutaj nadal? I to dwa razy dał mi do zrozumienia bardzo wprost.

Błagałem go na kolanach, szlochając, by pokazał kierunek i pozwolił zrobić coś z czego będę naprawdę dumny.

Skoro już muszę tutaj być.

Długo było głucho, było zbyt cicho. Musiałem uporać się ze sobą. Stoczyć walkę o siebie. Przejść przez ciemność. Zdobyć zbroję.

Aż w końcu wyjechałem z kraju.

Przyjął mnie misjonarz w Afryce. Potrzebował rąk do pracy. Chciał zbudować sierociniec.

Zbierałem sieroty z nim na ulicach. Rodzice młodo umierali, a dzieci były wykorzystywane na różne sposoby.

W tym piekle wbrew pozorom było mi bardzo dobrze. Rozumiałem ich ból, byłem nim cały.

Stawałem się ojcem sierot na drugim końcu świata. ZAWSZE PUNKTUALNYM I SŁOWNYM.

Przywracałem im poczucie bezpieczeństwa. Były jak zranione, nieufne, gryzące zwierzęta. Znałem ten etap. Więc przetrzymywałem go bez problemu wciąż dając sygnał, że JESTEM.

JESTEM TUŻ OBOK.

I tak tam zostałem… Wstąpiłem do tego zgromadzenia. Zostałem bratem zakonnym.

Chciałem najczarniejszą robotę wykonywać. Reperowałem dziecięce, osierocone serca, a one przywracały do mojego mroku tak wiele życia.

SENS ISTNIENIA.

Dzisiaj nie potrafię zliczyć jak wiele z nich udało się przywrócić do normalności. Zapalić światło, słońce w mroku duszy. Dać szansę na szkołę, wykształcenie. Uczestniczyłem w setkach ślubów, gdzie serce ziemi czuć pod stopami, gdzie spieczona ziemia…

dzisiaj wspomnienie o dwóch kobietach już nie rozrywa mi serca.

Pokochałem je do granic możliwości i wciąż kocham. Czekam na spotkanie.

Dzisiaj wiem, że po to właśnie przytrafiła mi się taka historia, bym do końca swoich dni… miał perspektywę nie tylko z tej ziemi.

Zabrały kawałek mnie do nieba, bym odkrył, że tracąc wszystko, jestem jak Syn…

Boga Ojca… a życie jest po to, bym umiał… wzrastać w miłości, nawet gdy…

zaproszony jestem do cierpienia, ciemności, oddania siebie,

nawet gdy zaproszony jestem do samotności.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią