Mamusia jest bardzo chora

Śmierć usiadła przede mną w białym kitlu. W moim wspomnieniu ma jego okulary, głos i smutek. Lekarz mówiąc mi, że maksymalnie rok przede mną, nie spojrzał na mnie.

Ona przeszyła za to wzrokiem na wylot.

Całe życie wiedziałam o tym, że usłyszę coś w tym stylu. Przyjdzie dzień końca świata. A jednak byłam niegotowa zupełnie.

Za miesiąc miałam kończyć trzydzieści cztery lata.

Wyszłam z gabinetu już ze Śmiercią, zapłaciłam rejestratorce za tę wiadomość. Byłam w szoku.

Jakby już wtedy moja świadomość wyskoczyła z ciała. Pamiętam wszystko za mgłą.

Zapytała uśmiechnięta, plastikowa, śliczna, przemiła, czy umówić kolejną?

Kolejną co?

Wizytę.

Nie. Kolejnej nie będzie. Nie będę tutaj czasu spędzać. Pomyślałam tak jedynie, nic nie powiedziałam. Wyszłam. Zupełnie naga, bezbronna. Na schodkach usiadłam. Osunęłam się bez sił.

Ludzie przechodzili. Coś tam do siebie mówili.

Wróciłam do domu. Wzięłam lekki nasenne. Mojemu facetowi powiedziałam, że łeb mi pęka.

Obudziła mnie córka. Ma tak czasem, że w środku nocy płacze, boi się. Ma dopiero 3 latka.

Nie wiedziałam, co robić. Iść do pracy? Do rodziców? Przyjaciół? Co im powiedzieć? Co będzie z Zosią?

Ślubu nie miałam. Chociaż zawsze chciałam. Kościelny nie dla nas, a cywilny? Po co? Mała nie chodzi do szkoły, więc jeszcze nie doskwierają dwa nazwiska.

Czyli co? Jestem matką właśnie po to, by zadać tak wielki cios… własnemu dziecku? Po co to? Po co to wszystko?

Nagle jasno zobaczyłam, że nasze życie zupełnie nie takie jakie powinno być. Mój facet wyjeżdża na fuchy, więc często go nie ma miesiąc, czasem dwa lub trzy. Nie umie zajmować się dzieckiem, nawet nie interesuje się.

Nie wie, jaki sok, o której posiłki. Nie wstał w nocy ani razu, nawet nie budzi go płacz, kto do niej pójdzie? Kto usłyszy?

Rozważałam, czy oddać ją do innej rodziny. Mój facet nie dźwignie tego tematu. Ale to co? Pozbawić ją dwójki rodziców od razu?

Do moich rodziców? Oni już bez sił. Do siostry? Z siostrą kłócę się od zawsze. To co? Obca kobieta wychowa moje dziecko? Grzesiek na pewno szybko… na pewno szybko…

Śmierć usiadła przede mną w białym kitlu. W moim wspomnieniu ma jego okulary, głos i smutek. I niepojętą samotność, w którą wciągnęła mnie tamtej godziny. Wystarczyło zdanie, by świat się zawalił i wszystko co budowałam tak dokładnie jak pył zdmuchnięte w jednej chwili.

Do wszystkiego się zawsze przygotowywałam. Jestem jak w wojsku poukładana. Ale co się robi w takiej chwili? Powiedziałam przyjaciółce. Oczy się jej zaszkliły, zaczęła lamentować i o sobie mówić, zupełnie się rozczulać.

W końcu poszłam do ojca. On beznamiętny, w fotelu, sporo przeszedł w dzieciństwie. Rozryczałam się zanim cokolwiek powiedziałam. Jak mała dziewczynka. On nie pomieścił tego oceanu, wyszłam bez słowa, łapiąc jeszcze większego doła.

Mamę skreśliłam z listy, ona by się załamała od razu.

Poszłam do kierowniczki ze zwolnieniem, ale informacją, że więcej tu nie wrócę. Ona okazała mi współczucie, ale dodała, że trudno będzie znaleźć kogoś na moje miejsce. Już zaczęła planować jak zalepić tę dziurę.

Zebrałam się do siostry. Odcedzała ziemniaki dla trójki swoich dzieci i męża, który musi mieć obiad podany na czas. Popatrzyłam na to i rozpacz ogarnęła mnie znowu, gdyby tu miała trafić moja Zosia, nie chciałabym tego.

Przez chwilę miałam myśli, że lepiej dla niej by było, gdyby się nigdy nie urodziła. I właśnie tego wieczora przyszła do mnie i opowiadała o historiach niestworzonych z bajki, ma wyobraźnię. Chciała, żebym pobawiła się z nią we wróżki.

Przebrała się i fruwała zeskakując z kanapy. A ja zrobiłam jej makijaż cały w brokaty.

A potem jej powiedziałam: „mamusia jest bardzo chora.”

Niedługo zamieni się we wróżkę, której nie będzie widać, ale która będzie obok przez cały czas. I jak tylko wezwie mnie po cichu, to będę mówić co robić w jej główce, sypać jak brokaty dobre pomysły i rozwiązania kłopotów.

„Mamusiu ty będziesz umarnięta?”

Tak. Będę umarnięta. Ale tylko przez chwilkę. A potem zamienię się we wróżkę jak w motyla, by móc być z Tobą nawet wtedy gdy jest zgaszone światło i płaczesz w nocy, choć nie będzie mnie widać.

Było potem sporo pytań. Popłakała się, nie chciała tego, chciała by było mnie widać. Ale zrozumiała w końcu. Jako pierwsza… ze wszystkich ludzi wokół mnie.

Wyprzedziłam ją i powiedziałam Grzesiowi, bo tylko o tym mówiła już potem. Wyobrażała sobie i w głowie układała. Rysowała ogrody i wróżki. Sama się chowała i znikała. Tuliła mocno, mocno, mocniej niż wcześniej.

Grześ nie uwierzył. Wyjechał następnego dnia. Wrócił do tematu, gdy widział, że nie żartowałam, chudnę i mam coraz mniej sił.

Po jakimś czasie usiadł przy mnie podpity. I zapytał, czy mam pomysł, co będzie z Zosią, bo on nie da rady tu być.

„Twoja trzyletnia córka jest mądrzejsza niż ty. Nie pomogę ci stać się mężczyzną i ojcem. Ale nie pozwól, byś stracił nas obie, a ona nas… oboje.”

Od tamtej pory zaczął się dowiadywać co to znaczy być ojcem. Poszedł na grupę dla mężczyzn. Przyniosło mi to znaczną ulgę.

I choć życie mojej Zosi będzie dla mnie wielką niewiadomą, odkryłam, że moje życie było jedną wielką przesłoną… tajemnicą, nie moim planem, którego do dzisiaj nie rozumiem.

Od kilku dni mocno wieje. A ja czuję, że już niedługo przejdę na drugą stronę. Wszyscy wokół skoncentrowani na sobie… A ja samotna tak bardzo, idę w ciemno…

z trzylatką na kolanach, która w moich oczach… jako jedyna… dostrzega niebo.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią