Pustka gorsza od cierpienia

W jej przypadku odnaleźć sens życia było wyjątkowo trudno.

Świat jej po prostu zwyczajnie nie chciał.

Od samego początku. Choć wmawiał co innego.

„Pustka jest gorsza od cierpienia”.

Tak mówiła.

W oczach rodziców nie zobaczyła ani razu ciepła. O miłości nie wspomniała, szukała chociaż przyjęcia. Ojciec znany w niektórych kręgach, mama niezwykle śliczna, doskonale wyglądająca kobieta,

Ale oboje nie znali się zwyczajnie, po prostu na dzieciach.

Odziedziczyła urodę nie z tej ziemi, w oczach smutek tak wielki, jakby zamiast duszy nieskończone dno, ocean niespokojny. Mroczny.

Świat tego jednak nie widział, skupiony na zewnętrznej powłoce.

A powłoka była śliczna…

Niekochane dzieci można poznać na przykład po tym, że bywają bardzo niegrzeczne, odpychające albo tak grzeczne, że jakby w ramce, chwalone przez wszystkich, niestwarzające problemów dorosłym.

Ona była tą wersją. Przykładna uczennica, wzorowe zachowanie, staranne uczesanie, śliczne ubranie. Smutek ogromny o którym nie mówiła nikomu i nikt nie zauważył, bo trzeba by było zaangażować się w problem.

Bała się. Co wtedy się stanie? Kiedy powie tacie? Kiedy powie mamie?

Że ma myśli samobójcze. Nie widzi sensu, choć odnosi sukcesy wszędzie tam, gdzie może.

Miała ręce pocięte. Nie mogła się złościć, bo dziewczyny piękne nie okazują złości. A wśród gości błyszczą, siedzą wyprostowane i są bardzo poprawne.

Umierała więc w idealnym życiu. W pokoju jak z katalogu. Coraz bardziej przypominała lalkę, z jedną miną, gdy tylko ktoś stawał w progu.

Miała mnóstwo obserwujących na insta i na FB. Na każdej fotce wzbudzała zachwyt. Figura, rysy twarzy, wszystko takie bogate. Po prostu WOW. MARZENIE NASTOLATEK.

Dorośli odwracali się od niej plecami. Wciąż zajęci swoimi sprawami. A więc w końcu odwróciła się sama od siebie. Poszła w ciemność do której stale dostawała zaproszenie.

Po nieudanej próbie samobójczej jeszcze długo próbowała wyniszczać siebie. Zabijać. Dobijać na różne sposoby. Miała wszystko, a jednak brak czegoś był na tyle mocny, że nie miała w sobie…

…życia…

Chwilę przed śmiercią powiedziała, że całe życie była niepokochana, a więc zaślubiona śmierci. Oddana już jako mała dziewczynka w jej zimne łapy. Zasypana rzeczami, markowymi, nowoczesnymi smartfonami, ale z podciętymi skrzydłami, z krytycznymi uwagami, perfekcjonizmem i… największą torturą: brakiem czasu rodziców, wszystkich wokół.

Na oddziale spotkała chłopaka, który był na granicy świata i poprawczaka. Przychodził tutaj za karę. Nie wiem czy wpadli sobie w oko. Oni na pewno nie nazwaliby tego miłością, choć do dzisiaj personel pamięta… dwójkę młodych, poranionych ludzi, którym przytrafiła się przyjaźń na amen.

O której nie pisze się na INSTA, ich zdjęcie wspólne pewnie nie zdobyłoby Internetu, a jednak… podbiło serca.

Ona już bardzo chuda, schorowana, bez wdzięku, urodę choroba zabrała, a on… wyjątkowo nieprzystojny. Sam o sobie mówił, że ma ryj krzywy. I miał rację: w rysach ślady awantur, libacji, bójek, zęby krzywe. Jedna szrama blisko oka, miał sporo szczęścia, kiedy ojciec go katował.

Miał durne pomysły, stwarzał problemy i wywracał oddział do góry nogami, ale wprowadzał do niego życie. I ją wskrzesił w ostatnich miesiącach na tyle, że śmiała się, jadła pizzę i na białym prześcieradle zostawiała ślady już nie łez, ale rozmów, z kimś kto po prostu był przy niej.

I miał czas. Czuwał przy niej w ostatnich godzinach. Dwa niepokochane serca, na pierwszy rzut oka nie pasowali do siebie… a jednak.

Zmarła uśmiechnięta.

Nie wiem, co się stało z nim potem. Ale kiedy umarła, przyszedł do dyżurki. Stał na baczność, jakby cały był bólem, ale nauczył się nie pokazywać tego po sobie. Poprosił jedynie, czy może posprzątać po niej salę. Do sprzątania się nie garnął wcale. Ktoś nawet zauważył i powiedział potem ze łzami w oczach matce, która przyszła po wszystkim się pożegnać, że był przy niej taki chłopak… z marginesu, który zebrał jej włosy z prześcieradła i schował do woreczka.

W jej przypadku odnaleźć sens życia było wyjątkowo trudno.

Świat jej po prostu zwyczajnie nie chciał.

Od samego początku. Choć wmawiał co innego.

„Pustka jest gorsza od cierpienia”.

Tak mówiła.

Jak dobrze, że się nie zabiła i doczekała niespodzianki na oddziale i że spotkała tego chłopaka, który był na granicy świata i poprawczaka.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią