Dokąd poszła już po wszystkim? Nie… nie wiem.

Chociaż… ?

Była dziwna sytuacja już na chwilę przed.

Mam na imię Kuba. Samotnik ze złamanym sercem. Wysokie IQ, podobno asperger.

Nie wierzę w życie wieczne. Tak byłem wychowany. Ojciec wojskowy a matka w jego cieniu. Studiowałem matematykę. Wszystko można rozumowo wyjaśnić, a jeśli nie – nie warto zaprzątać sobie tym głowy.

Ostatecznie nawet skomplikowany obraz świata można przedstawić liczbowo, ma swój wynik.

I to jest ok. Bardzo ok.

Poznałem Ewelinę na wyjeździe. Kobiety nie mieściły się w żadnych wzorach i były nielogiczne. Nie sądziłem, że się zakocham a tym bardziej, że jakaś kobieta mnie …

pokocha?

I mój zamknięty świat. Tylko znany mnie. Mnie jednemu.

A Ewelina tak.

Miała swoje sposoby. Była bardzo inteligentna a przy tym uczyła mnie wychodzenia z mojego intelektualnego garażu. Do ludzi, do natury.

Oswajała mnie jak dzikie zwierzę, choć nie raz byłem dla niej niesprawiedliwy i … co najmniej nieuprzejmy.

Umiała przemówić do mnie językiem, który znam, a jednocześnie otworzyć na nowe… Okazało się, że budowanie relacji nie jest takie trudne, jeśli ma się obok kobietę.

Kogoś kto jest zdecydowanie bardziej ode mnie empatyczny i wypełni ciałem, ciepłem szkielet.

Szkielet miałem dopracowany perfect i go dopieszczałem, ale sam był…

martwy.

Swoich uczuć nigdy nie nazywałem, a ona patrząc na mnie, w moje mroczne wnętrze zaglądała i wpuszczała wiązkę światła jak do piwnicy. I sprzątała.

Przy niej stawałem się pełniejszy, spokojniejszy, bardziej… przejrzysty? Czysty? Bogatszy?

Po dwóch latach związku, ale nade wszystko przyjaźni, z dnia na dzień coraz większej bliskości, budowanej topornie krok po kroku

wyznała, że chorowała jako dzieciak i właśnie odebrała wynik o wznowie.

Nigdy jej nie powiedziałem i już się nie dowie, jak wiele czasu spędziłem w sieci, na stronach innych krajów w poszukiwaniu innowacyjnych metod. Nawet nauczyłem się dzięki temu nowych języków. Przekopałem literaturę medyczną w poszukiwaniu przypadku, choć jednego, który udało się odratować.

W Azji, Stanach, Skandynawii.

Na nic. NA NIC! WSZYSTKO NA NIC!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Ona się na mnie zawiodła. Bo w jej oczach ją zostawiłem. Nie potrafiłem bezczynnie siedzieć przy niej. Myślała, że uciekłem do swoich spraw, komputera, naukowego świata.

„Nie da się wyleczyć tego raka!”

Nie wiedziałem, że jestem zdolny do tak wielkiej burzy różnych uczuć i emocji. Nie mieściłem się w sobie. Dużo czasu zajęło mi, by otworzyć się przed nią. No i chyba przez to… tak mocno wdarła się w każdą przestrzeń, która już nie była bezpieczną samotnią.

Dokąd poszła już po wszystkim? Nie… nie wiem.

Chociaż… ?

Była dziwna sytuacja. Na chwilę zanim zgasła, mówiła o tym, żebyśmy nie gasili światła, bo jest bardzo piękne.

W pokoju był półmrok. Miała przez wiele tygodni przeczulice na mocne bodźce. Majaczyła?

Na jej twarzy robiło się z godziny na godzinę coraz spokojniej. U mnie… odwrotnie.

Zapadałem się i cały świat walił mi się na głowę. Byłem nerwowy, bardzo gwałtowny a nawet agresywny dla personelu, gdy proponował rozmowę z psychologiem albo księdzem.

Minęło 10 lat… dzisiaj o 19:45… a ja wciąż siedzę… szukam… szperam… i nie potrafię znaleźć wzoru i wyjaśnienia…

już nie na chorobę i jej proces, który mi Ewelinę odebrał.

Ale na wieczność.

Czy istnieje i gdzie są jej przestrzenie? A wszystko dlatego, że tak bardzo …

no właśnie… że ja…

tęsknię.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią