Córka miała wszystko, a żyć nie chce…

„Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?”

Przebudziłem się w środku lata.

Ja – tata.

A właściwie koleś, który do tamtej pory wszystko zaprzepaszczał.

Moja córka próbowała się zabić. W wieku szesnastu lat. Świadkiem był jej młodszy brat, znalazł ją prawie martwą. Do dzisiaj zbieram ich dwójkę… z totalnie rozpieprzoną psychiką.

Nasza rodzina „normalna”. Nie odstawała od innych. No może tym, że jeździliśmy przynajmniej dwa razy do roku na naprawdę drogie wakacje i chodzili do prywatnych szkół.

Moje dzieci miały mieć wszystko, co najlepsze. Rekompensowałem im, czego sam nie miałem. Straciłem ojca, gdy byłem mały. Bolało mnie to tak bardzo, że nigdy tego nie przepracowałem.

Wiedziałem za to, że ochronię moją rodzinę przed cierpieniem, biedą, całym tym syfem, z którym mierzyłem się ja… sam ze sobą.

Świat mi w tym pomógł. Dziś wypiera się śmierć, na cierpienie nie chce patrzeć, ma być dobra zabawa, fun, idealnie, wirtualnie, jak czegoś chcesz, bierz, jedno życie jest. Równość, tolerancja, wolność.

Wszystko wolno, najlepiej bez zasad. Z wszystkimi zasadami wypad, które wprowadzają dyskomfort.

Hodowałem więc swoje dzieci, a nie wychowałem ich. Nie przygotowałem na najważniejsze starcie: starcie z porażką, słabościami, nieszczęściami… no i bólem, z wszystkimi trudnościami, które tak czy inaczej przyjdą.

Wiele kosztowała mnie ta lekcja… zderzenia z kulą ziemską, gdy na glebę zrzuciła mnie i mój świat marniejszy niż domek z kart, wiadomość, że moja córka, która miała wszystko…

żyć nie chce.

Bo coś jej nie wyszło. Przy jednej porażce prysło.

Idealny świat, który nad nią roztoczyłem gruchnął… bo zapomniałem, że zło dotknie ją.

A ja jako ojciec mam o wiele trudniejszą rolę, nauczyć ją: brać na klatę odrzucenie i wszystko to, co nie wychodzi, a więc trenować, trenować, trenować charakter.

A ja głupi nawet ją oszczędzałem, by nie miała kontaktu z cierpieniem i śmiercią, z czymś naturalnym.

Na pogrzeb mojej matki jej nie zabrałem, bo wydawała mi się zbyt wrażliwa. Za mała by oglądać… no właśnie co do jasnej cholery?

Dzisiaj pytam świat. Jak chce wychować dzieci skoro nie konfrontuje z naturalnym obiegiem spraw od najmłodszych lat?

Zegar bije… czasu coraz mniej, a odwrócić się zmarnowanych miesięcy nie da… nie da się… Już nie upływający czas… tik tak… a tik tok narzucał mojemu dziecku styl myślenia.

Jej koleżanki z elitarnych szkół… tak samo w inteligentnej głowie, wśród kilku języków z dodatkowych zajęć.. mają muł… muł.

Już dzisiaj nie boję się tego nazywać wprost, bo wiem, że straciłem moje dzieci przez wychowanie pod kloszem, bez śmierci. A więc bez przygotowania na najważniejsze starcie, radzenia sobie w kryzysie.

Sam złapałem się na tę przynętę… iluzji życia bez cierpienia i wsączałem tę truciznę córce, myśląc, że ominą ją próby, które wszystko zmienią, a przecież to one są trampoliną do samorozwoju, jak wchodzenie po górach, jak każdy wysiłek, każdy koszt… to co cenne musi kosztować, jak dobry trening na siłowni, by zbudować tors.

Mój syn jest wrakiem człowieka w wieku dziesięciu lat. Tak wiele kosztowała go przeprawa z siostrą, która żyć nie chce i z nami, rodzicami do poprawki.

Panowie, zbierałem mojego dzieciaka po próbie samobójczej, wciąż się leczy. Syn mój też. W XXI wieku, w prywatnej szkole, gdzie mieli wszystko, ale zabrakło najważniejszego: mądrości ojca, który uczy przechodzenia przez noc życia, wstawania po upadkach, konfrontowania ze śmiercią, na wszystkich jej poziomach. Mam kontakt z rodzicami dzieci po samobójstwie, to wielkie cierpienie… Ja swojej córki, mimo że żyje, do dzisiaj nie odzyskałem.

Wciąż jest w jakimś piekle. Innym świecie.

Zagalopowałem się, biegnąc po majątek i wizję świata, której nie ma… Byłem wyznawcą Antychrysta, który szaleje po ziemi i wmawia nam, wykrada dusze naszych dzieci…

Że krzyż jest passé…

A więc dzisiaj mówię i ja do Ciebie Słowami samego Boga: „Głupcze! Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?”

Jeśli społeczeństwo nie potrafi sobie radzić z kryzysem… nasze dzieci, młodzież… To mamy właśnie…za 5 dwunastą do końca świata.

Innego końca świata nie będzie, innego końca świata nie będzie…

Podpisano ja: współczesny tata.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią