Mam na imię Daniel.
Imienia nigdy nie lubiłem.
Żałowałem, że nie zmieniłem.
Późno się dowiedziałem, co oznacza.
„Bóg jest moim sędzią”.
Na opinię w szkole nie musiałem wcale pracować.
Nasze nazwisko w małej miejscowości jednoznacznie się kojarzyło.
Syn pijusa, w za małych butach, zabrudzonych uszach.
Intelektualnie poniżej przeciętnej.
Choć dziś wiem, że stać mnie było na więcej.
Nieprzespane noce, trudności w koncentracji, potworny wstyd, by nie wyjść na głupka przy klasie, zamknęły w klatce ograniczeń.
Nie byłem w stanie przeczytać kilku zdań na głos bez dukania.
Rozwiązać prostego przykładu przy tablicy.
Dostałem więc imię: półgłówek, debil, ktoś bez żadnych perspektyw.
No to byłem niegrzeczny.
Buntowałem się, rozwalałem lekcje.
Niszczyłem.
Uciekałem przed policją.
Ćpałem, piłem.
Szybko zrobiłem sobie tatuaże.
By wyrazić…
Mój ból?
Odstraszać innych.
Moja mama nie odeszła nigdy od ojca.
Byłem świadkiem przemocy fizycznej, psychicznej, seksualnej.
Mózg, by nie zwariować, zaczyna tłumaczyć destrukcję.
Ciągłe napięcie to norma, odkąd pamiętam.
Kiedyś matka wykrzyknęła ojcu:
„Daniel nie jest Twoim synem!”
To jej przyłożył.
Od tamtej pory ojciec był dla mnie bardzo surowy.
Poniżał, wysyłał na ciężkie roboty.
Uciekłem z domu.
Kradłem, kombinowałem, by mieć na podstawowe potrzeby.
Spłodziłem dziecko.
Człowiek niekochający i do tej pory niekochany.
Miał stać się… tatą.
Kiedy się dowiedziałem, zrobiłem awanturę.
W rozwoju zostałem na poziomie instynktów.
Wziąłem ją na ręce po porodzie.
I sam się zdziwiłem, gdy się wzruszyłem.
Moje wielkie łapy… jak ją chwycić, by nie skrzywdzić?
Nie wiem, jak to się stało, że po kilku latach i ją uderzyłem.
Popłakała się.
Weszła pod stół.
Ale wieczorem znów się przy mnie kręciła.
Chciała się przytulić.
Ja ją odepchnąłem.
Wyjechałem za granicę.
Do pracy niby, ale tak naprawdę w domu się nie mieściłem.
Pracowałem, ćpałem, piłem, pracowałem, ćpałem, piłem.
I nawet nie zauważyłem, kiedy przestała przysyłać rysunki.
Mówić, żebym wrócił.
Opowiadać, co u niej i że przychodzą koleżanki.
Dziś wiem, że ja… NIE ŻYŁEM.
Nie żyłem.
Zupełnie się zamroziłem.
Przyjeżdżałem coraz rzadziej.
Widziałem, jak się zmienia.
Z małej dziewczynki, kobieta.
Pełna gniewu i nienawiści.
Byłem mocniejszy.
Więc wciąż ją raniłem.
Nie radząc sobie z tym, że mnie odrzuca.
To ja wybrałem jej imię:
JUDYTA.
Od miesiąca jestem w hospicjum.
Mam raka.
Zeżarł już część organów.
Rozprawi się ze mną szybko.
Personel dba o mnie.
Pytali, dlaczego nikt nie przychodzi, nie odwiedza.
Zerwałem więzi, a w zasadzie nie potrafiłem ich stworzyć.
Są tu organizowane różne wykłady.
Wczoraj uczestniczyłem w jednym.
Miałem stworzyć swój autoportret.
Dostaliśmy kartki do wypełnienia.
Żeby zobaczyć raz jeszcze kim jestem i odpowiedzieć na kilka pytań.
Po pierwsze jak się nazywam?
Mam na imię Daniel.
Tego imienia nigdy nie lubiłem.
I właśnie wtedy się dowiedziałem, że to imię ma ukryte znaczenie:
„Moim sędzią jest Bóg.”
Bóg.
Nie człowiek.
I nie ja sam.
Jak wybaczyć sobie, że całe życie spierd****?
I co na to Bóg?
Później miałem wypisać 4 dobre cechy, które mam w sobie, a które może ukryłem.
Wirowały w głowie wspomnienia: szary, nijaki, niewyróżniający się niczym od innych.
Rodzice nigdy nie pochwalili mnie za nic.
Nauczyciele też.
Zostawiłem puste pola.
Myślę o sobie tylko źle.
Kolejne pytanie doprowadziło mnie do łez.
WYMIEŃ 4 NAJLEPSZE RZECZY, KTÓRE SPOTKAŁY CIĘ W ŻYCIU.
Ku***
Od razu to jasne.
Bez zastanowienia.
JUDYTA.
Mała dziewczynka, którą poraniłem.
Jedyna kochała mnie przez jakiś czas prawdziwie.
Okazywała to na wiele dziecięcych sposobów.
Niczego wtedy nie… zauważyłem.
Trzy kolejne pola puste zostawiłem.
Czytam dalej… a tam do wymienienia 4 zabawne sytuacje.
Uf.
Odetchnąłem z ulgą.
Ich było pełno.
Faktycznie.
Można się śmiać, przenosić w myślach do zabawnych scen.
Ale za chwilę znów złamało się serce.
Zaczęły przewijać się obrazy małej dziewczynki, która żartowała bez zębów, śpiewała do słuchawki od prysznica, robiła „walec” na kanapie i zgniatała mnie.
Na końcu zadania puste pole do wypełnienia.
I informacja:
„Gdybyś dziś spotkał chłopca, którym byłeś, co byś mu powiedział?”
Chryste.
Otarłem łzy.
Dzieciaku, ile ty cierpiałeś…
Dobra.
Spisałem, co mogę zrobić:
Wykonać telefon i poprosić o wizytę.
Zawalczyć raz jeszcze o Judytę.
Nawet jeśli mnie odrzuci.
Moim sędzią jest Bóg.
A ja kocham.
KOCHAM.
Ile zostało czasu?
Miesiąc? Dwa?
Nie. Jest tylko dziś.
Dziś…
Póki życie trwa.
Postaram się wygrać.
Postaram się wygrać.