Zalewałem pałę nie raz.

Odkąd skończyłem 18 lat regularnie.

Co weekend a i częściej.

Zalewały mnie też informacje: FB, insta, TIK TOK, wiadomości.

Bodziec – reakcja.

Tresura?

Czy ja wiem?

Wskakuje coś zabawnego, to się śmiałem.

Naga kobieta, podniecałem.

Nabierałem apetytu w wirtualnym świecie, a potem zaspokajałem siebie sam albo z dziewczyną.

Wpadały też niepokojące wiadomości.

Stres jak stan podgorączkowy można z nim chodzić.

Trudno uchwycić moment, w którym wdarł się w każdą komórkę.

Stał się przewlekły.

Nierzadko też pojawiał się wk*rw.

A to na politykę, kościół.

Zależy kto rozpalił kocioł i podetknął newsika, na który można było reagować: wrrrrr

Mieć władzę w rękach.

Wszystko szybko.

Bardzo zmienne.

Jak marionetka pociągana za sznurki.

Te sznurki to emocje.

I… instynkty.

Jest tego tak wiele, że trudno, naprawdę trudno odkryć biedę…

Urodził mi się syn.

Wpadka.

Nie kochałem tej kobiety.

Płaciłem regularnie alimenty.

Wojtek spędzał ze mną co drugi weekend i parę dni w miesiącu.

Bardzo się starał.

Chciał być zauważony.

Pokazywał, co udało się zrobić w przedszkolu.

Przynosił wyklejanki.

Gadał jak najęty.

Nie miałem podejścia do dzieci.

Zabierałem go na bilard, do kina,

a w domu dawałem tablet, by siedział cicho.

Kręcił się wokół mnie, zaglądał przez ramię.

W nocy przychodził z kołdrą i chciał się ze mną położyć.

Mówił, że się boi.

Czy ja go kochałem?

Na początku na pewno nie.

Niepodobny był do mnie.

Ciągle czegoś chciał.

Płakał, wydzierał się, zachowywał skrajnie różnie w podobnych sytuacjach.

Nie umiałem go odgadywać.

Irytował mnie.

Stał się obowiązkiem, którego bym nie chciał.

Myślę, że dla mężczyzny dużo łatwiej o więź z dziećmi, gdy kocha swoją kobietę.

Przez nią, ze względu na nią… kocha?

Patrzy na nią, gdy karmi, przewija, tuli.

Gdy Wojtek skończył osiem lat, zdiagnozowali u niego nowotwór.

Zaczęła się jazda po szpitalach.

Nie mogłem patrzeć na te łyse główki.

Bladą twarz i momenty, w którym słaniał się z bólu.

Wymiotował, płakał.

Rak poddawał się chemii, ale uporczywe objawy szarpały nim, jak żadnym innym dzieciakiem na oddziale.

W dodatku, gdy kończyłem swoją zmianę przy nim, dzwonił już po paru godzinach i mówił, że tęskni.

Tata, tata, tata i tata.

Człowiek rodzi się…

Z miłością do swoich starych? Nawet gdy są popieprzeni?

Doświadczałem bardzo dużo miłości.

Nie zasłużyłem nawet na miligram.

Zawsze gdy mnie widział, cieszył się, jak głupi.

Opowiadał, mobilizował się.

Chciał zaimponować.

Jego matka powiedziała mi pewnego razu, żebym przychodził częściej.

Bo Wojtek dostaje wtedy więcej sił.

Nie chciał mnie zawieźć.

Zacząłem przyjeżdżać na oddział codziennie.

Nawiązywać relacje, która trwała przecież już od tylu lat.

Dla mnie jednak nowość.

Wsłuchiwałem się w niego, poznawałem jego świat.

Po paru miesiącach się kapnąłem, że prawie wcale nie zaglądam do internetu.

Nie scrolluję mediów społecznościowych.

Nie wiem, co się dzieje w kraju i na świecie.

Za to przeżyć mam całe mnóstwo… i coraz spokojniejsze serce.

Zacząłem się spieszyć po pracy.

Wymyślać nowe zabawy.

Sposoby na urozmaicenie życia na oddziale.

Kiedy weekend go nie widziałem, zaczynałem tęsknić.

Seksu w ogóle już w głowie nie miałem.

Wychodziliśmy na spacer, gdy miał lepszy dzień.

Nie patrzyłem na zegarek.

Czas mijał i tak za szybko.

Bywały noce, które spędzałem w szpitalu.

Polubiłem je.

Bo gdy Wojtek się budził i miał koszmary, mogliśmy stoczyć wspólnie walkę.

Powoli odkrywałem, jak wiele zmarnowałem.

Coraz bardziej go pokochiwałem i jednocześnie winiłem się, jak bardzo głupi, niedojrzały byłem.

Przyszedł moment najtrudniejszego starcia.

Stan zdrowia się załamał.

Przyszły prawdziwe problemy.

Nie wymyślone, na które reagowałem emocjonalnie i używałem emotikony.

Tak bardzo się bałem.

O wiele bardziej niż mój syn.

Zaczął zadawać trudne pytania.

O śmierć, umieranie, o tym co jest potem.

Do kogo dzwonić? Kogo tu przyprowadzić?

I wciąż dobijająca myśl:

„Ty jesteś ojcem.”
„Musisz go przez to przeprowadzić”.

Tylko jak?

Gdy zalewają mnie potworne emocje i nie nauczyłem się w nich nigdy pływać?

Raz przyszedłem na oddział pod wpływem.

Chciałem mniej czuć.

Wojtek natychmiast to wyczuł.

Nie zapomnę jego przerażonych oczu.

Następnego dnia wróciłem i obiecałem, że to się nie powtórzy.

Wcześniej nie dotrzymywałem wiele razy słowa.

Bezradny zupełnie zacząłem się modlić.

„Boże, jeśli jesteś, naucz mnie być ojcem i nie spier*** tego”.

Przepraszam za wyrażenie, ale tak dokładnie brzmiały moje słowa.

Zacząłem wszystko od nowa.

Czytałem, konsultowałem się, gdzie trzeba.

Rozmawiałem z Wojtkiem i byłem szczery.

Mówiłem, że się boję, ale że każdego potwora z nim pokonam.

On często tulił się wtedy mocno.

Raz nawet powiedział, że mnie bardzo kocha.

Chciałem powstrzymać łzy.

Ale nie dałem rady.

I wtedy mu wyznałem, że jest najważniejszą osobą w moim życiu.

Nigdy nikogo tak nie kochałem.

I cieszę się, że zdążyłem.

Spotkać się z moim synem.

Dziś jest rocznica jego śmierci.

Zmienił moje życie o 180 stopni.

Wylogował z sieci.

Odsłonił potworne dysfunkcje.

Nauczył budować relacje.

Być przy kimś, a więc zdecydować się na miłość.

Trwać pomimo wszystko.

I choć żałuję wielu rzeczy…

Najbardziej tego, że nie przyszedł na świat z miłości do mojej kobiety.

Wybacz mi synu, że byłem tak słaby.

Rozpasany i nieprzygotowany.

I dziękuję, że wyciągnąłeś mnie z więzienia, które wciąż zalewał potop.

Dusił, pozbawiał prawdziwego życia.

Nigdy bym nie przypuszczał, że ja…

skoncentrowany jedynie na sobie,

uciekający od dzieci, chcący jedynie przyjemności…

Jestem zdolny do…

tak wielkiej miłości.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią