Samego wypadku nie pamiętam.

Czasem wracała świadomość do ciała.

W sali nie byłem sam.

Mnóstwo alarmów.

Za każdym razem, gdy wył, zastanawiałem się w panice:

czy to moja aparatura?

Właśnie się kończę?

Wtedy cała zgraja medyków się zbiegała.

Słyszałem przekleństwa, informację, że ten i ten nie przetrwał.

Padała informacja: zgon… i konkretna godzina.

Zabierali ciało i cisza.

Nie mogłem się ruszyć ani w pełni przebudzić.

Odezwać, zawołać.

Zmulony, zawieszony, przyblokowany.

A jednak zmysły wyostrzone.

Uwięziony za szybą, której nikt nie przebijał.

Trafiłem na OIOM po zderzeniu z tirem.

W dniu zwykłym, szarym jak każdy inny.

Po przeżyciu trzydziestu lat na świecie.

Miesiąc dochodziłem do siebie pod aparaturą.

Kim byłem?

Przeciętnym gościem, żyjącym na kocią łapę, z dwójką małych dzieci,

w wynajętym mieszkaniu na 8 piętrze, w zakorkowanej dzielnicy.

Przedstawicielem handlowym, kradnącym różne gratisy,

umawiającym się z klientami na różne dodatki.

Pensja wyższa niż na umowie. Szef nie musiał wiedzieć, choć się domyślał.

Nie był głupi.

Co weekend chlałem z kumplami na umór.

W niedzielę nie wstawałem z łóżka.

Odprężałem się i zaczynałem w poniedziałek tydzień od nowa.

Synów wychowywała matka, przedszkole i komórka.

Raz Kacper spróbował podejść do mnie w środku dnia i o coś zapytać.

Zjechałem go od góry do dołu.

Tata w tygodniu pracuje i choć jeden dzień chce odpocząć.

Wypad.

W czasie hospitalizacji nie zarejestrowałem żadnej ich wizyty.

Moja kobieta nie przyprowadziła dzieci ani razu.

Chciała oszczędzić potwornego widoku ojca wśród kabli.

Miałem odjechane sny.

Jeden zmienił moje życie.

Wcale nie wypadek.

Pojawił się obok mnie ktoś, kogo nie mogłem zobaczyć.

Nie wiem, jak wygląda.

Ale kazał mi iść.

Wielka siła powodowała, że zacząłem się poruszać.

Nie w przestrzeni, ale w głąb siebie.

Zanurzać się.

Widziałem wiele sytuacji z mojego życia, o których zapomniałem.

Mógłbyś mnie żywcem kroić, a ja bym się zarzekał, że niczego złego nie robiłem.

Pojawiałem się w tych miejscach, które dobrze znałem.

W przedpokoju jak kombinowałem, by rodzina nie wyczuła, że piłem.

W toalecie, gdy masturbowałem się przed telefonem.

Stałem obok i nie mogłam powstrzymać tego gościa, którym byłem.

Nagle rozumiałem, że to wszystko było…

Godne politowania, obrzydliwe.

Nie mogłem krzyczeć. Niczego powiedzieć.

Zmienić.

Jak na oddziale, gdy się budziłem, ale i tak nie odzyskiwałem kontaktu z personelem.

Bardzo cierpiałem.

Tego cierpienia nie da się z niczym porównać.

Ogień palił całe wnętrze.

Stawało się w jednej chwili jasne,

że zabijałem siebie czynnościami,

które powtarzałem od młodości bez chwili refleksji.

 Widziałem swój egoizm, nieumiejętność kochania dzieci.

Błagałem, by choć raz móc spędzić niedzielę inaczej.

Wziąć ich na spacer.

Ale nie mogłem niczego zrobić.

Nikt mnie nie słyszał.

Widziałem sceny, które sprawiły wielki ból.

Siebie chrapiącego i ich bawiących się w pokoju obok.

Często mówiących, czy tata się szybciej obudzi? Chcieli pokazać budowle z klocków albo coś opowiedzieć.

Nie zdarzyło się to ani razu.

Krzywdziłem też kobietę, za którą nie wziąłem odpowiedzialności.

Widziałem, jak instrumentalnie załatwiam w niej swoje potrzeby fizjologiczne.

Jak bez miłości poczynałem dzieci.

Chcąc jedynie zaspokoić instynkt.

Patrzenie na to z tej perspektywy było dla mnie piekłem.

Wolałabym zderzyć się 100 razy z tirem niż przeżyć to raz jeszcze.

Później schodziłem jeszcze niżej.

Miałem wrażenie, że się topiłem.

Widziałem sceny z mojego dzieciństwa.

Całe zło, które robiłem, jako dzieciak: bójki, szyderstwa.

Poniżanie drugiego człowieka wzmagało we mnie potworne cierpienia.

No i widziałem mój rodzinny dom, który opuściłem natychmiast, gdy skończyłem 18 lat.

I zobaczyłem układ …

Identyczny który sam stworzyłem.

Ojciec bierny na kanapie.

Matka zapracowana, zmęczona, nerwowa.

Wiedziałem, choć nie widziałem tej sceny, że i ja począłem się pod wpływem alkoholu.

W brudnym pokoju.

Po libacji.

Zacząłem szlochać.

Byłem pewien, że jestem przeklęty.

I w tej właśnie chwili

zrozumiałem,

że był w tym wszystkim Ktoś jeszcze.

Jakby się odkrył.

I pokazał, że byłem martwy przez wszystkie lata wegetacji.

Ktoś Kto uczestniczył w powołaniu mnie do życia.

Znał mnie i planował dużo wcześniej.

Zalała mnie wielka fala miłości, której nie potrafię opisać.

Pewności, że jestem chciany, jedyny, pierwszy i ostatni.

Moja historia już się nie powtórzy.

Ukochany syn Boga Ojca.

Przeszedłem przez wiele miesięcy rehabilitacji.

Nie wróciłem nigdy do pełnej sprawności.

A jednak w moim życiu zmieniło się wszystko.

Znalazłem sposób, by zdobyć serce mojej kobiety.

Była mocno poraniona.

Tak.

Przeze mnie.

Poprosiłem ją o rękę.

Obiecałem, że jej nie tknę do nocy poślubnej.

Którą zorganizuję tak, że nie zapomni do końca życia.

Nie będziemy uprawiać więcej seksu, ale będziemy się kochać.

Nie było między nami hormonów.

Za to zaczęła się przyjaźń.

Nie tknąłem też alkoholu.

Nawet kropelki.

Z synami, zwłaszcza starszym, odbudowanie relacji, to długi, bardzo trudny proces.

Oddaję się im całkowicie, w każdej wolnej chwili.

Zmieniłem pracę.

Handel, nieuczciwe negocjacje, manipulacje już nie dla mnie.

Zupełnie odrzuciłem pornografię.

Mam na imię Cezary. Co oznacza urodzonego przez cesarskie cięcie.

Mama urodziła mnie siłami natury.

Jednak ja urodziłem się w pełni przez wypadek.

Odzyskałem siebie i to, do czego zostałem powołany.

Zrozumiałem, że jestem bezwarunkowo pokochany.

Skończyły się lęki, zniewolenie światem.

Prosty chłop w ułamku sekundy zrozumiał,

co to znaczy być ochrzczonym

najpierw w wodzie oczyszczenia z brudu,

a później w ogniu

i w Duchu.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią