Święty Mikołaju,
nie wierzę w Ciebie, bo wiem, że istniejesz.
Nie chcę Cię prosić o rzeczy.
Tak wiele ich wszędzie.
A wśród nich coraz więcej rozpaczy.
Mam konkretne sprawy:
przekaż Temu, Kto nas stworzył, że już wiem, czemu nie wszystkim przywraca zdrowie.
Ma znacznie większą władzę.
Wierzę w życie wieczne.
Miałem ułomnego brata.
Sporo nam zabrał: spokojnych nocy, wakacji, pieniędzy, co szły na leczenie.
Kiedyś spytałem matkę w gniewie: czemu go nie usunęła?
Leży jak warzywo a ja nie mogę sprowadzić nawet kolegów.
Śmieją się ze zdechlaka.
Złamałem jej serce.
I za to przepraszam.
Boga, ją, choć już nie żyje i mojego brata.
Parę lat pisałem do Ciebie, że mam jedno marzenie.
By wstał z łóżka, chodził, bawił się jak normalny dzieciak.
Szarpałem go, nawet raz pobiłem, kiedy nie chciał się ruszyć.
Przychodziłem, zaciskałem pięści i wołałem do Boga.
Myślałem, że mnie nie wysłuchał.
I tu się myliłem.
Sporo nam zabrał, ale do dziś oddaje… coś czego nie kupię na Allegro.
Ani nawet na ryneczku Lidla.
Wyjdę obładowany i znowu z niczym.
I o to właśnie chcę Cię prosić.
Byś mi pomógł pozabierać wiele rzeczy i rozdać.
Zanieść nietypowe prezenty, które dostaje od mojego brata zdechlaka.
Choć jego czas już dawno minął.
Siłę, odwagę, zrozumienie śmierci.
Trening charakteru, zamiast karnetu na siłownię.
Bycie przy moich bliskich, gdy się psują i zabierają komfort.
Chcę Cię prosić o ULGĘ…
Dla dzieci, które mają wszystko, a na dokładkę myśli samobójcze.
Daj im pewność, że jest plan na każde życie. Mogą przejść przez kryzysy mocne.
Przecisnąć się przez komin trudności, walnąć o glebę, czasem się spalić i zostawić skarby.
Zwłaszcza niezauważone.
Dla Matek, co się winią, że nie są dobre, przynieś nagą prawdę:
„NIE MUSICIE BYĆ DOSKONAŁE”.
Bądźcie płodne zwłaszcza tam, gdzie śmierć zabrała życie, na długo przed pogrzebem.
Dla młodzieży, która jak za karę, trafia do szkoły, gdzie wszystkie spady. Buntuje się, ćpa, jest wulgarna, owładnięta brudnym seksem.
Proszę Cię o szansę… na odkrycie relacji, przyjaźni na śmierć i życie.
A więc długiej drogi formacji, odkrywania piękna kobiecości, męskości, w końcu rodzicielstwa.
I zobaczenia, że można być świętym cukiernikiem. Robić ciasta, co osłodzą chwile.
Nieprzeciętnym mechanikiem, dbającym o bezpieczeństwo rodzin.
Fryzjerem, co przywraca godność, komuś kto skrzywdzony na ciele. Chce poczuć się znów dobrze w sobie.
Może po raz pierwszy.
Dla ojców, co uciekają we wszystko, bo z podciętymi skrzydłami nie radzą sobie z emocjami, krótkie zdanie:
Twoja córka, syn potrzebuje doświadczyć, jak się wstaje.
Jeśli upadasz, to szansa na tę lekcję, która później tak wielu ludzi przygniata na amen.
Święty Mikołaju.
Sporo dajesz, ale proszę też wyjątkowo, żebyś zabrał.
Upokorzenie.
Poczucie bycia gorszym, ofiarą.
Tchórzom otwórz oczy.
To strach ich owładnął.
Zabierz kłamstwo. Fałszywe etykiety. Bolesne zdania. Znamiona.
A przecież tylko tak zdobywa się odwagę.
I pozdrów mojego brata zdechlaka.
I powiedz mu, że dziękuję zwłaszcza za moment, gdy odszedł.
Miałem wtedy 16 lat.
Byłem pogubiony.
Zbuntowałem się na kolejnych dziesięć, widząc depresje mamy, niemoc ojca.
I choć mogli przejść inaczej przez to doświadczenie, porozmawiać ze mną choć raz…
Wiem, że mamy sztamę.
Mój brat i ja.
Byłem ułomny od środka, on na zewnątrz.
Podobni do siebie jak bliźniacy.
Historia wciąż zatacza krąg.
I czeka na jednego człowieka, by w całym tym syfie zostawił ślad…
Zgody.
Wielkiego TAK.
Przyjął to, co było.
POKOCHAŁ.
O to Cię proszę.
Z serca.
Stary Przyjacielu.
Pisałem listy, choć źle definiowałem prośby.
Od tej nie możesz się odwrócić.
Znam Twojego Szefa.
To On mnie nauczył,
widzieć szansę nawet w grobie…
Na nowy początek.
Twój Ziomek A.