Zakochałam się w Grześku. Przygotowywałam się na nasz pierwszy raz. I to jeszcze jak. Wystroiłam się, ogoliłam tu i tam, nową bieliznę kupiłam.

Tylko zapomniałam przygotować umysł i serce, duszę na tak wielki… piękny akt, który ma moc przynieść światu życie.

 Gdy było po wszystkim, korzystał jeszcze parę tygodni a potem mnie zostawił. Młodzi byliśmy. Niedojrzali bardzo. Zbolała, poraniona szybko się zakleiłam. Nie chciałam czuć się winna. Otworzył drzwi do mojego wnętrza na oścież, nie zabezpieczył, nie dał czułości, nie zostawił pieczątki miłosnej.

„BĘDĘ O CIEBIE DBAŁ. TOBĄ SIĘ OPIEKOWAŁ. CHCĘ BYĆ PRZY TOBIE.”

Wkradł się wielki chłód w miejsce… które miało być źródłem przyjemności.

Wyszłam za mąż za Darka. Pierwszego faceta, który się oświadczył. Bardzo bałam się odrzucenia. Wpadłam w wir pragnień, marzeń, planów, znów hormonów. Żyłam wyobraźnią, iluzjami, kolorowałam rzeczywistość, z którą nie chciałam się mierzyć.

Bo zawsze przerastała.

Darek był złotą rączką. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Ciapa trochę, bo nikomu nie potrafił odmawiać. Wykorzystywany dookoła przez wszystkich. Na usługi wioski. Ja go seksem szantażowałam. Gdy zrobił coś nie tak albo tak jak nie chciałam, była kara.

Nie wprost. Wszystko inteligentnie bardzo. Sama sobie nie uświadamiałam, że tak właśnie robię. Odrzucam go i manipuluję.

Bym to teraz ja miałam kontrolę.

Seks nie sprawiał mi przyjemności. Od początku tak było. Już z Grześkiem. Jakby ktoś we mnie pluł…

Wiem, jak przygotować stół dla wyjątkowych gości. Przystroić dom na święta. A jak siebie na przyjęcie…

Przyjęcie miłości?

Darek zaczął mnie obrzydzać. Choć starał się, chciał poznawać moje ciało, moje potrzeby. Ale ja byłam już martwa. Nie rozmawiałam z żadną kobietą, nie wiedziałam, że potrzebuję pomocy. Wszyscy przecież uprawiają seks przed ślubem.

Gdy dochodziło do zbliżeń, ja przenosiłam się w inny świat.

By przetrwać.

Bujałam w obłokach, nudziłam się.

Jego to bolało.

Próbował wiele razy wskrzesić we mnie ogień, ale z miesiąca na miesiąc było tylko gorzej. Gdy urodziła się nasza córka, współżycie się skończyło. Poród to było piekło. Dopełnienie mojego mroku. Nie było więc między nami przytulania ani całowania.

Żadnego dotyku.

Darek zaczął pić. Wracał coraz później do domu. To mi było z jednej strony na rękę. Ale gdy z roku na rok zaczął tracić nad sobą kontrolę, stawał się wobec mnie agresywny, sprawy przybierały niebezpieczny obrót.

Uciekłam w religijność. Spotkałbyś mnie codziennie w kościele i na wszystkich dodatkowych nabożeństwach. Święta za życia. Podziwiana w oczach ludzi. Z mężem pijakiem, a więc karmiąca się współczuciem całego społeczeństwa. Wychowująca samotnie córkę na wzór cnót.

„Jaka Pani jest silna”.

A w środku gnijąca. Nienawidząca.. jego, siebie, córki za to że taki ból mi sprawiła, gdy się rodziła i nie spełniła żadnych moich oczekiwań.

W życiu bym nie spotkała się z tak nagą prawdą o sobie. Ze wstydu bym się spaliła. Bałam się ciemności mojego serca i uczuć do których jestem zdolna, choć smród po sobie zostawiałam każdego dnia w swoim małżeństwie i macierzyństwie.

Grób, w którym żyłam, wybielałam. Stroiłam pobożnością. Stanęłam na głowie, by moja córka była w szkole najlepsza a i święta przy mikrofonach w kościele i w szkole na akademiach. Zaangażowana we wszystko co trzeba. Zawsze chętna. Boga jej sobą obrzydziłam. Sprzedawałam zakrzywiony, nieprawdziwy obraz: hiperpoprawności, bez miłości.

Gdy się zakochała pierwszy raz i dowiedziałam się, że z nim współżyła, to ją uderzyłam. Nie panowałam nad sobą do tego stopnia. Chciałam ją uchronić przed piekłem, które przeżyłam. A nie zrobiłam przecież z tym nic.

Moja córka zaczęła powtarzać moją historię. O której nie wiedziała, bo ją ukryłam. Nie pasowała wizja matki puszczalskiej do tej z pierwszej ławki kościoła. I gdybym tylko zrozumiała, że Bóg przychodzi właśnie do tych, którzy potrzebują wyleczenia… Moje doświadczenia mogłyby jej wskazać drogę. Wolałam życie w kłamstwie i w obłudzie.

Pewnie moja córka dzisiaj, by żyła.

Popełniła samobójstwo po tym, jak chłopak ją rzucił. Nie wytrzymała ciśnienia a i od swojej matki nie dostała wsparcia. Tylko kolejne wymagania… na ojca zarzyganego na kanapie też nie mogła liczyć.

Zostaliśmy więc we dwoje. Ja i mój mąż Darek.

Rok po leczeniu psychiatrycznym, gdy ból był tak wielki, że mnie zabijał każdego dnia i każdej nocy od początku do końca i na nowo od początku,

przestałam uciekać przed prawdą.

Zanurkowałam w mroku.

I zobaczyłam jak bardzo stałam się obłudna.

Zabrałam dziecku nawet Boga, gdzie miała się zwrócić? Jej matka „najświętsza” z wioski, a tak bardzo pogubiona … Komu miała powiedzieć, że za życia jej rodzina kona?

Mój mąż po pijaku a od dnia śmierci codziennie na cmentarzu. Parę razy leżał tam przy grobie całą noc. Poszłam tam jednej soboty z samego rana i go spotkałam. Obudził się na kacu, ale trzeźwy na tyle, że mógł rozmawiać.

„Darek…

Darek.

Ja Ciebie przepraszam.”

Łzy zaczęły lecieć.

Nie tylko mnie ale i jemu.

I zaczęłam opowiadać wrakowi człowieka: śmierdzącemu, śpiącemu na cmentarzu, wyklętemu przez wszystkich, temu który mnie bił i krzywdził,

 jak wielkim grobem jestem i że to moja wina. Przepraszałam za brak czułości i że nie przyjęłam go. Za to że nie zrobiłam niczego, by odzyskać czystość. Za to że wycierałam sobie tyłek Panem Bogiem, a jednocześnie zamykałam go i Lenę w więzieniu.

W więzieniu bez wyjścia. Bo nie mieli gdzie przede mną uciec.

Tak zaczęło się moje uwolnienie.

Tak zaczął się mój czyściec.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią