Starszy Pan żył wiele lat sam. Sąsiedzi znali go z milczenia, poważnej miny, osamotnienia, dymu papierosów z balkonu, z dzień dobry i z do widzenia.

Poznawałam go przez wszystkie dni mojego życia. Kiedyś jeszcze miał czarne włosy, był wysoki, silny i w świecie moich marzeń nieobecny. Miał popękane palce od pracy na mrozie, niski głos, który krzyczał na mnie.

Był moim ojcem.

Nie raz ranił mnie słowami, lekceważeniem, komentarzami, brakiem czułości. Bałam się go nocami i kiedy po szkole siadałam nad lekcjami a on awanturował się.

Latami próbowałam wyjść z domu. Uwolnić się, ale najpierw zapoznać ze schematami, które jak DNA wbiły się we mnie i sprawiały, że jestem szara, szara, nic nie znaczę, wszystkiego boję się, na nic dobrego nie zasługuję.

Moje dzieciństwo we wspomnieniach wygląda jak bardzo stara piwnica. Śmierdzi, jest ponuro, sporo starych gratów i ciemność. Brudno. Ale nie mogę nic wyrzucić jak we śnie, w którym próbuje się uciec, a nie można biec… Nic w tej piwnicy nie mogę ruszyć. Bo to wszystko jest częścią mojej duszy,

a siebie nie da się wyrzucić.

Nienawidziłam swojego życia. Ojca o którym chce się zapomnieć, nie odwiedza się go. Mama umarła już kilkanaście lat temu, a on?

Nie obchodził mnie, choć byłam utkana z niego. Czasem przypominają się, choć nie chcę, stop-klatki, mój mąż zachowuje się bardzo podobnie, nie szanuje mnie jak ojciec mojej matki, ale i ja sama nie szanuję siebie… tak było od zawsze, już na starcie, w lustro nie patrzę.

Mała dziewczynka przegląda się w oczach rodziców i jeśli tam nie ma miłości, akceptacji… trudno się potem z tej pułapki wygrzebać.

Byliśmy biedni do tego. Nosiłam ubrania po kuzynkach. A więc nawet tu czułam się gorsza.

Raz jeden mój ojciec dał mi prezent. Jak byłam w szkole podstawowej. Brązową broszkę, która świeciła. Na lekcje ją założyłam. Dumna bardzo i wtedy wszystkie dzieci ją wyśmiały. Starodawna i wieśniacka w dodatku upięta do niezbyt ładnego sweterka.

Starszy Pan żył wiele lat sam. Sąsiedzi znali go z milczenia, poważnej miny, osamotnienia, dymu papierosów z balkonu, z dzień dobry i z do widzenia.

Na chwilę przed listopadem dostałam telefon, że ojca znaleźli jak nie oddychał. Bałam się tej chwili, nie dlatego że umarł, ale dlatego że musiałam tam pojechać i rany rozdrapywać.

W tamtym domu nic się nie zmieniło od lat. Te same krzesła, ściany do malowania, tapeta której szlaczki mam przed oczami zawsze gdy gorączka, bo to na nie w majakach patrzyłam i w labirynt się bawiłam, by zabić czas.

Moje dzieci nie znały prawie dziadka. Kontakt ograniczyłam. Wstydziłam się albo… za bardzo nienawidziłam. Już sama nie wiem.

Kiedy dzień po jego śmierci, weszłam do naszego domu, zobaczyłam… pół wypitej kawy z fusami, którą mu w dzieciństwie parzyłam, by się nie darł. Trzy spalone pety w popielniczce i album ze zdjęciami na stole.

Usiadłam w fotelu. Zapach się nie zmienił. Czas się wypełnił, a ja cały czas jak mała dziewczynka… Otworzyłam album. Tam sporo zdjęć, mój ojciec jako mały chłopiec z uśmiechem, jakiego nie znam. Na paru zdjęciach z mamą przytuleni. Ślub na którym upili się podobno wszyscy i zakończyło się awanturami.

Łzy płynęły mi grochami. Patrzyłam na jego czarne włosy, ciało którego nie chciałam oglądać za życia, a co dopiero teraz w trumnie…

I wiesz, zobaczyłam zdjęcie: on mały chłopiec ze swoją mamą. Umarła jak miała trzydzieści trzy lata. Potem dziadek przepijał wszystko. Mój ojciec najstarszy syn. Na tym zdjęciu babcia elegancko ubrana. On też (komunia albo inna okazja…) i jego mama ma przypiętą broszkę… której kształt dobrze znałam…

Oniemiałam.

Mój ojciec dał mi kiedyś najcenniejszy prezent?

Dopiero teraz zobaczyłam i zrozumiałam. Wyśmiana w szkole, wyrzuciłam ją ze łzami już tamtego dnia, ojca jeszcze bardziej znienawidziłam. Skazał mnie na poniżenie, porażkę…

Długo siedziałam bez ruchu i bardzo płakałam, jakby śmierć siedziała przy mnie i wyjaśniała drugą stronę medalu…

każdy jest w stanie dać tyle, ile dostał… gdybym wtedy to wiedziała, może bym go odwiedzała?

Może spotkalibyśmy się… i poznali na nowo…

może i ja byłabym mniej sama… pojednalibyśmy się,

kto wie, może ojciec nawet i kochał mnie z całych swoich sił i dał tyle czułości ile sam dostał?

Tato przepraszam, bo i ja nie umiałam kochać Cię, a noszę Cię przez wszystkie dni, utkana jestem z Twojej historii, jak i Ty z mojej…

Potem był pogrzeb. Na wstędze napisałam kochanemu Tacie, choć nigdy mu tego nie powiedziałam, ale chciałam i dziś bardzo chcę… pokochać i siebie i jego, mężczyznę, który dał mi życie, a którego tak naprawdę nie znam…

pokochać naszą historię…

na cmentarzu jak zapalam znicz, dziękuję za wspólne poranione lata, a najbardziej za moment, w którym do piwnicy wpadła pierwsza smuga światła…

Gdy umarł.

Wszystko stało się jasne i dziś każde krzesło, rupieci które kiedyś straszne, są pamiątką po zwykłym, szarym, nieudanym życiu.

Skończyło się, dopełniło, nasza relacja trwa…

Starszy Pan żył wiele lat sam. Sąsiedzi znali go z milczenia, poważnej miny, osamotnienia, dymu papierosów z balkonu…

Tato do widzenia, do widzenia…

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią