Święci, którzy nie krzyczą.
Rozmawiają, tłumaczą, ale najczęściej milkną.
Przytłoczeni machiną social mediów. Nie mają dużych zasięgów.
Za to szukają codziennie jednego człowieka.
Zbuntowanego nastolatka, męża łajdaka, żony nastawiającej innych przeciwko.
Słuchają słów i tego czego nie da się powiedzieć.
Myśli samobójczych mężczyzn.
Ryku matek, które nie były gotowe na swoją rolę.
Przytulają, ściągają ciężar.
Bo doskonale wiedzą, że nie ma nic do stracenia.
Nawet śmierć nie kończy relacji.
Można wejść głębiej, poszukać się w duchowym świecie.
Apostołowie Zmartwychwstania.
Jak Maria Magdalena, która pobiegła i opowiedziała dwóm uczniom, Kogo spotkała.
Nie potrzebowała konta na YouTube.
Tak się zaczęła największa misja świata.
Święci, którzy płaczecie.
Tato, który na łożu śmierci, nic nie powiedziałeś,
choć przez większość życia na nas krzyczałeś.
W jednej chwili, jak dobry Łotr, przecisnąłeś się przez wąskie przejście.
Odciągnąłeś wnuki od smartfonów.
Swoje dzieci od trosk i psychotropów.
Zostawiłeś lekcję: czym jest Boże Miłosierdzie?
Spojrzałeś raz.
Ale inaczej.
We łzach.
Z miłością, prosząc nas o przebaczenie.
Zaraz po tym jak ksiądz przyszedł.
Namaszczenie, wyznanie wiary w Boga w Trójcy Świętej.
Święci szukający sprawiedliwości.
Rozumiejący, że jest jedna Prawda.
I w Bogu łączy się miłosierdzie i Sędzia.
Zło, grzechy owijane w drogocenne złota i srebra,
ranią mnie i Ciebie.
Na konsekwencje nie trzeba długo czekać:
śmierć za życia, nałogi, rozbite małżeństwa, kryzysy psychiczne już w najmłodszych dzieciach.
Święci miłosierni.
Stojący pod krzyżem.
Wpatrujący się w najgłębszą ranę na kuli ziemskiej:
zabity niewinny Człowiek, ostrzem przeszyte pęknięte Boskie Serce.
Święci idący w mroczny świat z przekonaniem:
Nie ma takiego zła, z którego nie mogłoby wyjść większe dobro.
Doświadczył tego św. Paweł, kiedyś morderca.
„Moc w słabości się doskonali”.
Jest nadzieja w miejscach, w których ktoś kiedyś powiedział:
tego nie da się wybaczyć!
Możesz być świętym więźniem, rodzicem po aborcji, złodziejem, sprawcą wypadku pod wpływem.
W najbardziej parszywym momencie swojej historii przyjmij Boże miłosierdzie.
Święci czystego serca.
Klękający do spowiedzi.
Uczący się przyjmowania przebaczenia, miłości tam, gdzie się wstydzę.
Rozumiejący, że to niezbędny trening
do najostrzejszej walki,
na chwilę przed śmiercią.
Gdy głos wyrzutów sumienia upokorzy.
Dotknie cuchnącej rany odrzucenia.
Noszę ją od dziecka.
Tylko ci, którzy są czystego serca,
przetrwają burzę, przedrą się przez lęk… i uwierzą Bogu,
że przyjmuje człowieka takim, jakim jest.
Po prostu.
Święci wprowadzający pokój jednym zdaniem,
zamykający gęby na kłódkę
tym, którym się wydaje.
Odsłaniający odważnie i swoje wady.
Jak św. Piotr, który potężny nie sobą, a Bogiem, wyznaje:
Tak, to ja zdradziłem.
Ale…
Właśnie.
Jest ale.
Święci szukający zadośćuczynienia.
Więźniu, który wśród agresji, jak ptak w sidłach, próbujesz przedrzeć się wbrew grawitacji. Pogadać z chłopakami o synach, córkach, żonach na wolności, świętach.
Chcesz przemiany.
Święci cierpiący prześladowanie.
Matki, ojcowie słyszący od lekarzy,
że lepiej by Wasz syn się nie urodził.
Córka stanowi problem.
Choć mieli imię od momentu pojawienia się dwóch kresek na teście ciążowym.
Święci medycy podchodzący do łóżek cierpiących,
z modlitwą w sercu, w ciszy.
Zapraszający Boga do mroku duszy.
Wśród zabiegania o tytuły, doktoraty, o kasę
chroniący ducha służby.
Święty tato, upadający wiele razy.
Wstający rano wcześnie do pracy.
Siadający wieczorem przy łóżku chorego dziecka.
Niemający sił na wielkie sprawy.
Po wielu walkach, złości, niewiary, podejmujący decyzję:
„Boże, niech się dzieje wola Twoja”.
Święci bez imienia.
Poronione, martwe maleństwa.
Czyste, potężne dusze.
Czekające na powtórne przyjście Chrystusa.
Objawienie się Królestwa nie z tego świata,
gdzie ostatni będą pierwszymi.
Jest już blisko.
Brakuje słów, by opisać poziom szczęścia,
które Bóg przygotował tym, którzy…
kochają mimo wszystko.