Jan! To ktoś bardzo silny!

Czy jedno uderzenie serca wystarczy?

Czy w jedną godzinę może się zmienić świat?

Tak.

Tak!

Nie mogłam zajść w ciążę wiele lat. Bycie mamą stało się więc dla mnie największym marzeniem. Z biegiem czasu… traciłam jednak nadzieję.

A co miesiąc odnawiała się moja strata. Z mężem się nie kochałam od dawna, choć seks uprawialiśmy. Nie miałam radości z dotyku, zbliżeń.

Choć on się starał, ja okładałam go zimnem, żalem.

Pewnego dnia weszłam do domu, a mój mąż w garniturowych spodniach, nawet marynarki nie zdjął, na dywanie się czołgał z synkiem swojego brata.

I wtedy dotarło do mnie, że nasza historia to nie tylko moja… nie tylko moja strata.

Po paru dniach przygotowałam kolację przy świecach. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów. Niezapomniany wieczór. Sporo śmiechu jak dawniej, gdy byliśmy dużo młodsi. A on mi powiedział, powiedział zmywając naczynia nad zlewem,

że tęsknił, że brakowało mu…

czułości.

Po paru miesiącach, gdy odpuściłam temat zupełnie, pojawiły się dwie kreski na teście.

Adam miał łzy w oczach, gdy się dowiedział. W brzuch mnie pocałował. I przypomniał, że jeszcze przed ślubem mówiliśmy: jak będzie dziewczynka to nazwiemy ją Laurka, a jeśli chłopiec to: JAŚ, Janek, a dorosły Jan.

Jan to ktoś bardzo silny.

Przez pierwsze tygodnie byliśmy najszczęśliwszym małżeństwem pod słońcem. Aż do wizyty u ginekologa, który bez ogródek powiedział, że ciąża jest wadliwa, uszkodzona.

Musimy się spieszyć. Szybki zabieg wykona i sprawa będzie zakończona.

Wyszłam stamtąd tak otumaniona, uderzona, poraniona… usiadłam na przystanku i zadzwoniłam do Adama.

„Adam, przyjdź”.

Powtórzyłam mu, a on na gazie wpadł do przychodni i zażądał rozmowy z lekarzem.

Nie wiem, co się tam wydarzyło, ale lekarz od tamtej pory był inny. Nawet nazywał uszkodzony, wadliwy płód – naszym dzieckiem. I spełniał wszystkie nasze prośby:

Aby mąż był przy porodzie, abyśmy byli sami na sali, aby nam dziecka nie…

nie odbierali.

Nie odebrali po wszystkim.

Przez parę tygodni szyłam becik, czapeczkę i śpioszki, wiedząc, już wiedząc, że to chłopiec.

Dużo tańczyłam z brzuszkiem, kołysałam się jak fale hawajskie, nuciłam i śpiewałam, na pianinie grałam… opowiadałam dziecku jak jest na świecie i spisywałam każdy dzień: od chmur jakie na niebie, fazy księżyca, po wydarzenia, spotkania, każdy drobiazg który zachwycał.

Co wieczór Adam kładł się obok mnie, dotykał nas tak czule, że gdyby taki wieczór miałby się wydarzyć tylko raz…

znowu przeszłabym przez to wszystko… a i czekałabym na tę ciążę dwa razy dłużej.

Czy jedno uderzenie serca wystarczy?

Czy w jedną godzinę może się zmienić świat?

Tak.

Tak!

Jaś przyszedł na świat 8 grudnia, o 12:00. Wszystko było gotowe. Adam pierwszy go objął. Płakał bardziej niż Jaś, choć Jaś znacznie głośniej.

I potem do piersi mi go przyłożył. Miał zniekształconą główkę, ale ja zrobiłam mu czapeczkę, którą Adam nałożył.

Jaś przestał płakać i patrzył, patrzył na nas… ale nam łzy płynęły jak szalone.

Całowaliśmy rączki, stópki. Adam włożył śpioszki, otulił w kocyk, ochrzcił.

Jaś zgasł punktualnie o 13:00.

Nie wiem czy kiedykolwiek w Twoim życiu wydarzyło się coś tak ważnego, byś mógł powiedzieć, że jedna godzina wystarczyła,

wystarczyła, byś wzbił się nad ziemię i popatrzył na siebie… z perspektywy nie z tego świata?

Nam godzina wystarczyła,

nieprawdopodobny ładunek miłości z bólem i stratą się przeplata…

A i lekarz widząc przedsionek wszechświata na własnej porodówce przyszedł i powiedział:

„przepraszam”.

Jan! To ktoś kto łamie skamieniałe serca. Ktoś bardzo silny!

Podpisano:

tak bardzo sobie bliscy:

Mama i Tata

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią