W życie po śmierci nie wierzyłem nigdy. Śmieszyło mnie, jak można taki kit ludziom wciskać, a stado baranów idzie za wymyślonymi historyjkami, zamiast faktów się trzymać.
Kościelny ślub wziąłem z rozpędu, by odhaczyć obowiązek, moi rodzice zaściankowi, jej też, więc uznali od razu ślub kościelny za pewnik.
Stresowałem się, nic nie pamiętam z przysięgi, a o znaczeniu słów? Nigdy nie myślałem. Moją żonę zdobyłem, bo podobała mi się bardziej niż inne dziewczyny. Byłem ambitny, a to po prostu jeden z punktów życiowego programu: ślub, dzieci, dom.
Większość czasu spędzałem w pracy. Kręciła mnie władza i pieniądze. Na tym budowałem swoją tożsamość. Zawsze chciałem mieć syna. Po czwartej córce nie podejmowałem dalej dzieła.
O tym jak biedni byliśmy w pięknej willi, dowiedziałem się, gdy moja najstarsza córka nie wróciła do domu. Telefonu nie odbierała, aż w końcu bateria się rozładowała.
Do teraz dzwonię codziennie na ten numer, bo nagrała swój głos na pocztę… i tam mówi, kobiecym, pięknym, łagodnym głosem: „cześć to ja Sandra, cieszę się, że dzwonisz…”
Po paru miesiącach zostałem wezwany na rozpoznanie ciała. Znaleźli dziewczynę w lesie. Sekcja wykazała, że sama targnęła się na życie.
Miałem znajomości, długo sprawdzałem, czy nie było osób trzecich. Zabiłbym z zimną krwią i resztę lat w więzieniu spędził. Niestety nie znalazłem żadnego śladu, a to by mi pomogło, by wyżyć się, choć trochę…
Osiwiałem w tydzień. Po dwóch tygodniach byłem skórą na kościach. A moja żona wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Córki zabrała babcia.
Największy ciężar to poczucie winy. I z nim jechałem na oględziny ciała. Bo tak wiele lat byłem ojcem, a z córkami prawie czasu nie spędzałem. Nawet nie miałem pomysłu, dlaczego… dlaczego… popełniła samobójstwo? Miała przecież wszystko.
Piękny pokój. Dobre oceny. Tańczyła i śpiewała, zdolna, opłacane dodatkowe zajęcia, prywatni nauczyciele… Jeździła na ekskluzywne wakacje…
Ale pod skórą czułem, że jednego nie miała.
Nie miała ojca.
Nie będę Ci opowiadać szczegółów. Ale kiedy pokazali mi ją… nie poznałbym jej, gdyby nie czarne paznokcie. Taki lakier, krzyczałem na nią, że ma zmazać przed wyjściem do szkoły. Chodziła do prywatnej, elitarnej, nie chciałem, by rzucała się w oczy, poza tym szesnaście lat to za wcześnie na makijaże i takie sprawy.
Kiedy się do niej odzywałem, wciąż krytykowałem. Nigdy nie pochwaliłem, bo nie chciałem, by spoczęła na laurach.
Poznałem ją też po włosach… Moja matka zawsze je dotykała i mówiła, że wyglądają, jakby słońce na nich usiadło.
Miała włosy bardzo jasne, pamiętam, jak kiedyś w balowej sukni, tańczyła dla mnie układ, który sama wymyśliła, dla mnie się wystroiła w szary dzień, a ja przed komputerem siedziałem, ciągnęła mnie za rękę, żebym popatrzył, ale akcje na giełdzie szły w dół…
Sporo wtedy pieniędzy straciłem, a i bez tego bankrutem byłem, z napakowanym kontem..
Cała ta historia to jak uderzenie rozpędzonego tira w każdego z osobna z mojej rodziny. Ale dzisiaj wiem, że inaczej byśmy się nie przebudzili.
Za nami miesiące leczenia, nauki komunikacji od zera. Odbudować relacje jest bardzo trudno, zwłaszcza wtedy, gdy obwiniamy się wzajemnie o wszystko.
Najzdolniejsza z moich córek odebrała sobie życie. Od niej najwięcej wymagałem, stać ją było na wielkie sukcesy. Co mi dzisiaj po tej wiedzy, że tym bardziej powinienem ją był wzmacniać, chwalić, tulić…
Próbuję być innym ojcem dla pozostałych córek. I kiedy tulę je… one mają intuicję, czują chłód i złamane serce… ojca, którego i tak nie odzyskały, a i straciły na nowo, bo wiedzą, że tęsknię za Sandrą zawsze gdy patrzę na nie. Złoszczą się, choć tego nie mówię na głos, wiedzą, że wciąż je w głowie porównuję.
To silniejsze ode mnie.
Dzisiaj rano poszedłem na spacer. Gdybym wiedział, że bycie ojcem jest takie trudne, w życiu bym się na to nie zdecydował. Z seksu zrezygnował i żył jak asceta. A jednak dałem życie… czterem córkom, które jedna po drugiej straciłem.
Jak je odzyskać? Takie połamane? Poranione? Jak pokochać?
Pewnego dnia wszedłem do kościoła, choć tego nie robiłem od lat, aby spróbować… sprawdzić, bo jeszcze tylko w tych zakamarkach nie byłem, na granicy szaleństwa, czy czegoś nie przeoczyłem…
Czy jest życie wieczne? Czy Bóg Ojciec przejął moje obowiązki i podarował Miłość mojej córce, której ja nie umiałem jej dać?
Choć to wszystko strąca mnie do piekła, daje nadzieję. Chciałbym wiedzieć, że moja córka się uśmiecha… i nic jej nie jest.
Bo jeśli pochłonęła ją zimna, styczniowa ziemia… po co to wszystko?
Przeszyły mnie na wylot Słowa… które w czytaniu były, po nich wyszedłem na zewnątrz, bo już łzy się we mnie nie mieściły i na głos zacząłem ryczeć, stare babcie się odwróciły…
„Duch Pański (…) posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnymi”.
Od tamtej pory codziennie modlę się tymi słowami. Aby Bóg, jeśli istnieje, przyszedł do mojej rodziny, bo bardzo, bardzo biedny jestem, bez śladu dobrej nowiny, uwięziony w poczuciu winy, będę prosił, by mnie i moją rodzinę uwolnił, by pozwolił zobaczyć to, czego nie widzę, i aby odesłał całą moją rodzinę w wolności…
Czy obronisz je? Przede mną samym? Moimi błędami?
Pozwól mi Boże, choć na chwilę połączyć się z moją córką i usłyszeć na żywo… „cześć to ja Sandra, cieszę się, że dzwonisz…”