Pamiętam go z naszego małego pokoju.
Chłopiec z jasnymi włosami, dużymi oczami, chudymi rączkami.
O sercu większym niż on sam.
Nie spał całe noce przez awantury.
Mnie też budziły krzyki.
Ale on był szybszy.
Wyskakiwał z łóżka jak z procy.
Dawał dwie kulki mocy (zrobione z plasteliny) prosto do moich uszu.
Żebym włożyła je szybko i słuchała szumu…
Jak kiedyś z babcią nad morzem.
Jedliśmy lody, budowaliśmy zamki, mieliśmy dwie łopatki.
Dawał mi też swoją kołdrę, żebym się zakryła.
Zakryła się dobrze.
Pamiętam poranki.
Leżał skulony na skraju wersalki.
Nieprzykryty, zmarznięty.
Ściskał mocno piąstki, a w nich różaniec.
Mówił mi kiedyś, że to przywołuje Anioły.
Przychodzą i zabierają lęki.
W naszym małym pokoiku nie raz dostał w głowę. Tata krzyczał, że jest mięczakiem, gdy tylko widział jego łzy. No i gdy się modlił.
Przestał więc, by nie dostać znowu w mordę.
Krzyczał z bólu, a ja nie miałam sposobu, by go obronić. Byłam młodsza o cztery lata.
Wiosną przynosił mi kwiatki.
Najczęściej mlecze.
Żółte? Żółte też, ale częściej te, które miały siwe łebki.
Można było je dmuchać jak bańki mydlane.
Robiło się choć przez chwilę ładnie.
W domu było brudno, nieposprzątane.
Śmierdziało alkoholem.
Boże, jak myśmy się wstydzili!
Sprzątaliśmy mamy rzygi, potem robiliśmy kanapki, by cokolwiek zjeść po szkole.
Listki też przynosił.
Wkładał do książki ukradkiem. Wiedział, że lubię takie niespodzianki:
„wyprasowane liście”.
Trzeba było czekać na efekt.
Brat był bohaterem, bo takie kolorowe potrafił uratować przed zimą, przed mrozem.
Nie raz się dziwiłam.
Na dworze tak dużo świata, że nikt by ich nie odnalazł.
A on znalazł.
Sporo mi opowiadał.
Obiecywał, że jak już będzie duży, kupi mi to i tamto.
Będzie miał dużo pieniędzy.
Zrobi mi pokój, o którym marzę.
Chciał być stolarzem.
Przerobił dla mnie szafkę, by miały tam miejsce lalki.
Tata się wściekł. Zepsuł mebel.
Zbił go na moich oczach tak, że potem nie mógł chodzić do szkoły.
Od tamtej pory nie potrafię przyjmować żadnej niespodzianki.
Brat zaczął uciekać z domu.
Pamiętam dzień, godzina, data.
Zobaczyłam, że i on się zatacza.
Utraciłam resztki poczucia bezpieczeństwa na długie lata.
Trafił do poprawczaka, a potem do więzienia.
Zabronił mi się odwiedzać.
Mój ratunek przyszedł od ciotki. Zamieszkałam u niej.
Zamiast w internacie, w innym mieście.
Uczyłam się normalności.
Mówienia o uczuciach, potrzebach.
Spania bez przerwy.
Przyjmowania i dawania czułości.
Napisał list przed śmiercią,
że przeprasza.
Zabił się.
Wiele ludzi skrzywdził, wyrządził mnóstwo zła, był mocno agresywny.
Ale tylko ja…
Tylko ja…
pamiętam mały pokój,
w którym on sam,
próbował wszystkimi sposobami pokolorować dla mnie świat,
świecowymi kredkami.
I nie znalazł się nikt, kto by mu dał…
szansę na ucieczkę z więzienia, które zgotowali nam
no właśnie…
słabi, bardzo słabi rodzice.
Nałóg.
Piwko w każdym sklepie, nawet na stacji benzynowej.
Na majówce, w weekend, po pracy, by sobie poprawić humor.
„Mieć coś z życia”.
U nas piekło zaczęło się niewinnie.
Od jednego piwka.
Do dziś chodzę na grupy DDA.
Już nie rany, ale blizny zostały ze mną na psychice i duszy.
Pamiętam go z naszego małego pokoju.
Chłopiec z jasnymi włosami, dużymi oczami, chudymi rączkami.
O sercu większym niż on sam.
Nie spał całe noce przez awantury.
Mnie też budziły krzyki.
Ale on był szybszy.
Wyskakiwał z łóżka jak z procy.