Tak wiele razy słyszałam, że jest upośledzone. Bez kontaktu. Nienadające się do świata…
Co ja dostałam od Ciebie? Twoja mama? Co dostał Twój tata?
Dziecko, tylko Ty znasz każdy mój stan, nieprzespane noce, łzy, szloch, śmiech w czasie ciąży.
Tak wiele razy odnawiały się rany, słysząc, jak jesteś określany.
Zacznę od rąk.
Patrzę na nie uważnie, pisząc list do Ciebie.
Zestarzały się mocno. Taty dłonie też.
Nosiły Cię. Trzymały. Podnosiły z łóżka, z wózka, tuliły.
Tuliły za rzadko i za to przepraszam.
Dzięki Tobie wiem, że ręce są ważne.
Wykąpały Cię, ubrały w ostatnią drogę.
Głaskały…
Stawały się… kochające.
Ocierały łzy, podawały leki, karmiły tak wiele długich dni.
Przesuwają się w pamięci niezliczone sceny. I wciąż staje między nami moje zmęczenie. Zakrywało skarb służenia komuś.
Po prostu,
choć czasem bez siły.
I za to też przepraszam, że Cię w porę do końca nie poznałam.
Dziękuję za oczy, bez doklejonych rzęs, piękne są… mogą odróżniać dzień od nocy, spoglądać z czułością, na tych którzy wokół…
Za grube nogi, miały siły, by chodzić do lekarzy, biegać po korytarzach szpitali, nosić zakupy, Ciebie z łazienki do pokoju.
Za starość, która przyszła szybko i nie chcę jej zaprzeczać.
Za lekcję śmierci, co zjawia się punktualnie i jest wyrastaniem z ciała.
Za kawę już zimną.
Za obiad w biegu.
Za nerwy od rana do nocy.
Za mój krzywy nos, który czuł Twój zapach.
Nie do wymazania z pamięci.
Dziękuję za wszystkie sygnały, że jestem dla Ciebie mamą, choć nigdy tego nie usłyszałam z Twoich ust.
Wystarczyło, że Cię dotknęłam, sprawdziłam czoło, objawy ustępowały, robiło się spokojniej.
To dzięki rękom moja miłość docierała do Ciebie. Nie dziękowałam za nie…
Widziałam, że mają wielką moc, choć nie rozumiałam…
Tak jak i tego, że kawałek serca od Ciebie dostałam.
Tak czystego, choć połamanego na kawałki.
Jak Serce samego Boga, które kocha, kocha, niepojętą
nieodwzajemnioną Miłością.
Bo się nie mieści…
Całe Twoje życie poszerzało mi horyzonty, przez ból, cierpienie i każdą ranę.
Dziś dziękuję za nie najbardziej.
Robiły miejsce dla kochania i czułości, na którą nie było miejsca do tej pory.
I choć Cię już nie ma, wciąż czuję się obco w świecie.
Zupełnie tak samo jak wtedy, gdy usłyszałam zamiast o dziecku, to o kalece.
Wtedy w tłumie ludzi, lekarzy, personelu medycznego, naszej bezradnej rodziny,
wśród zimnych spojrzeń, komentarzy jak noże, odrzucenia.
A dziś?
Doświadczam dziwnego uczucia.
Ktoś rzucił nawet po Twojej śmierci: „teraz odpoczniesz. Odżyjecie. Zobaczysz”.
Co za brednia!
Wróciłam do pracy po latach opieki na Tobą, są ferie, wakacje poza domem, a ja wciąż szukam Ciebie.
Jakby moja dusza już nie mieszkała tutaj.
Dom to rodzina, a bez Ciebie… ? bez Ciebie… ?
Pusto.
Kim Ty jesteś dziecko moje? Że tak ułomny, nie dając „niczego” według norm świata z siebie, zostawiasz taką wyrwę po sobie?
Kochanie, wszystko bym oddała, by raz jeszcze podejść do Twojego łóżka,
LEDWO ŻYWA!
Dotknąć Twojego czółka.
Sprawdzić czy nie skoczyła gorączka, podać papkę przez rurkę do żołądka, pójść spać ale nie do końca, by wciąż czuwać. Jęk wystarczy, a ja znów, choć znając swoją słabość, wybacz, wybacz, że niechętnie, stanęłabym przy Tobie.
Dziecko, dziecko moje.
Przepraszam za kłótnie z tatą, za zrzucanie wszystkich trosk, przyczyny naszych nieszczęść do Twojego łóżka. Powinny być przy Tobie jedynie maskotka, kocyk i wygodna poduszka.
To nie Twoja wina dziecko moje! Nie Twoja wina.
Z tatą układa się nam lepiej niż kiedykolwiek. Możesz spać spokojnie. Już nie dręczy Cię padaczka, wiedziałam, że było gorzej, gdy awanturowaliśmy się, krzyczeliśmy nad Tobą.
Tata ociera łzy, zawsze gdy patrzy na Twoje zdjęcie.
Choć nie chce tego pokazać. Wiesz, jaki on jest. Zimny tylko na wierzchu. Długo winił się, że za rzadko mówił do Ciebie, brał na ręce.
Przebacz mu. I pomóż przyjąć przebaczenie.
Ja przyjmuję, choć to trudne.
Ty mnie tego wciąż uczysz.
Zawsze gdy przypomnę sobie, że ani razu nie było skargi z Twojej strony.
A jedynie przyjęcie… wszystkich niezdarnych ruchów, pielęgnacji, opieki, zwykłych czynności bez czułości.
Dzięki Tobie jestem ogniem, walczę jak dzikie zwierzę, gdy widzę, że komuś dzieje się krzywda. I mam tak czułe serce… dla matek, które opłakują swoje dzieci i ojców, którzy nie stają na wysokości zadania.
Bo to takie trudne. Przerasta, ale w końcu wypełnia…
miłością nie z tego świata.
Moje nowe serce dało mi wolność. Nie trzymam się już kurczowo życia. I wszystko o czym marzyłam, żeby było komfortowo, by móc się wyspać, dobrze wyglądać, nie ma dziś żadnego znaczenia.
Umiem jak Ty zostawać bez słów, bez zrozumienia.
Wciąż odkrywając Tajemnicę świętości.
Zaglądam na drugą stronę słońca…
odkrywam
życie…
ŻYCIE…
co się nie kończy,
a zaczęło się pod moim sercem i nosiło Cię do… samego końca.