Jest czułość znacznie bliższa niż seks. Bliskość zostawiająca trwały ślad, mocniejszy od orgazmu.

Żałuję, że odkryliśmy to… tak późno.

Przechodziliśmy przez wiele kryzysów. Uciekaliśmy od siebie. Wiesz dobrze. Chcieliśmy się kochać, a za nami długie tygodnie nieznoszenia siebie.

Dotykaliśmy się we wszystkich intymnych miejscach, znam mapę Twojego ciała na pamięć i to jak się zmieniało przez lata.

Żałuję, że wcześniej nie dałeś mi dostępu do Twojego serca.

Gdy był problem, każdy z nas się chował do swojego świata.

Zaczynała się maskarada.

Kryłeś przede mną łzy, wzruszenie, by mnie nie obarczać.

Chroniłeś… ale porzuciłeś.

Bo czułam, że nie wpuszczasz mnie… a nawet odrzucasz, właśnie tam gdzie potrzebuje się kogoś, kogo…

Kochasz?

Wchodziłam w tę grę.

I ja udawałam przed Tobą kogoś kim nie jestem.

Za to przepraszam. Przepraszam najbardziej. Zdobyć się na szczerość, powiedzieć o uczuciach, to odkryć najbardziej bezbronną słabość.

Brakowało nam odwagi.

Namiętność szybko zgasła, rosła za to samotność.

Żyliśmy razem, pod jednym dachem, coraz dalej i dalej.

Wciąż się do mnie zbliżałeś, były z tego nawet dzieci.

Ale się ze mną nie kochałeś. Ja z Tobą też.

Za to też przepraszam.

Przepraszam Cię.

Dziś chcę podziękować Ci za ostatnie tygodnie.

Kiedy nie mogę już chodzić, wymiotowałam paskudnie. A Ty klęczałeś przy mnie, ocierałeś łzy i pot.

I nie brzydziłeś się mnie.

Gdyby nie to, nie odważyłabym się…

rozebrać przed Tobą.

I wiesz, że nie o ubranie mi chodzi.

Ale o odkrycie wstydu.

Który od zawsze miałam w sobie.

Podobałam się Tobie, ale nie uwierzyłam Ci.

 Patrzyłam na siebie w lustrze z politowaniem, wstrętem, krytyką.

Okładałam się zimnem.

I nigdy nie otwierałam się na Ciebie swobodnie. W sypialni wciąż w napięciu.

Musiałeś przecież to czuć.

Dziś opadły już wszystkie kolce.

Nie zapomnę Twoich oczu, które popatrzyły na mnie, gdy zaczęłam Ci mówić, po prostu mówić o tym…

Były czułe. Jak kiedyś, gdy się zakochałeś.

Nie zapomnę też Twoich łez, których w końcu nie zahamowałeś, gdy opowiadałam Ci o kawałkach mojej połamanej historii.

Naga stanęłam przed Tobą dopiero teraz.

I cieszę się, że zapytałam raz jeszcze:

czy pokochasz mnie? Taka jaka jestem?

Odkryłam przed Tobą to wszystko, co upokarzało mnie tyle lat. Zabrałam do momentu w dzieciństwie, w którym poniżył mnie tata, naznaczył na większość życia.

To było bolesne. A jednocześnie właśnie to… otworzyło między nami przestrzeń na więcej.

Wiesz, że właśnie w tamtym momencie zaczęliśmy się kochać?

Coś pomiędzy nami nabrzmiało, pękało w takiej bliskości, za którą tęskniłam odkąd jestem na ziemi.

Dziękuję za nasze rozmowy do rana.

Za Twoje wielkie uszy. O tak! W końcu poczułam się wysłuchana.

Za to że przyjąłeś moje przeprosiny… i to w sposób inny, zupełnie inny niż odkąd Cię znam.

Zawsze byłeś silny, ale teraz zobaczyłam Cię mocnego.

Bo też… zupełnie przede mną nagiego.

Prawdziwego.

Dziękuję, że całowałeś moje ręce. Czoło.

Dziękuję za odważne wyznania, które wbrew pozorom, dodały mi sił:

że się boisz, że nie wiesz, jak wychowasz naszego Frania, kim będzie Hania, gdy straci matkę tak szybko.

Dziękuję za każdą sekundę wspólnego szlochania. Za każdym razem robiło się lżej.

Wiem, że nie jestem sama.

Wśród wszystkich wątpliwości, myśli które ranią przecież i mnie i Ciebie.

Ból, gdy stał się wspólny, dopełnił ślub.

Rozumiemy się bez słów: gdy patrzysz na mnie, wiem, co myślisz.

To mnie leczy,

choć nie uzdrawia.

Dziękuję za tulenie. Za leżenie przy mnie w obcym miejscu.

I za to że zdarły się nam zupełnie skóry, spadły maski.

Kochamy się od pewnego dnia… bez przerwy…

serce przy sercu.

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią