W kosmosie są pozostałości po gwiazdach podobnych do słońca.
Miały przed wybuchem tak gęstą materię, że tona zmieściłaby się w pudełku od zapałek.
Mam na imię Marek.
Kiedy dowiedziałem się, że moja żona jest w ciąży, bardzo się ucieszyłem.
Lęk też przyszedł. Czy podołam? Czy będę potrafił wychowywać? Co mogę zaoferować? Czego nauczyć?
Amatorsko patrzyłem w niebo już jako mały chłopiec.
Ziemia była dla mnie za ciasna. Wyobrażałem sobie loty w kosmos. Potem doszła fizyka, matematyka, geografia.
I porządek rzeczy, który z chaosu powstał i który wymyka się wciąż naukowcom.
Brzuszek mojej żony rósł z dnia na dzień. Była jeszcze piękniejsza niż przedtem. Patrzyłem na nią, gdy nie widziała, jak krząta się po kuchni, sobie coś pod nosem śpiewała.
„Nosi w sobie moje dziecko”.
I to było nie do uwierzenia, że z jednego plemnika taka akcja.
Nigdy nie zapomnę, gdy pierwszy raz usłyszałem bicie serca na badaniu i obraz na USG, tak podobny do kosmosu.
Całowałem jej brzuch jak głupi, głaskałem, dotykałem.
Znowu się zakochałem.
Śmierć gwiazdy.
Jest takie zjawisko we wszechświecie. Niebywałe. Obiekt czasem większy od słońca, a zaczyna brakować mu sił, by wytwarzać energię i zaczyna zapadać się we własnej grawitacji.
Okazało się, że serce naszego syna jest bardzo słabe. Były podejrzenia przy kolejnych wizytach ginekologicznych.
Nie chcieliśmy w to wierzyć.
Po porodzie zaczął się robić szybko siny.
Wziąłem go na ręce.
Uspokoił się. Przestał płakać. Tak maleńki, a ciężar większy od tony, gdy po paru minutach przestał oddychać.
W jednej chwili zamiast być silny, rozpadłem się na kawałki.
Jakby wielki wybuch nastąpił w moich ramionach i mnie nie zabił, choć zupełnie…
zupełnie odmienił.
Na pogrzeb przyszło mnóstwo ludzi.
Choć nie poznali się z kimś tak małym, który był przez niecałe 9 miesięcy pomiędzy czułością, intymnością moją i żony.
Ludzie płakali.
Wszyscy.
Smarkali, łzy ocierali.
Wracali do nas jeszcze później przez wiele miesięcy, mówiąc, że Antoni zmienił ich myślenie, przewartościował codzienność.
Ktoś pracę zmienił, by być więcej w domu z dziećmi, ktoś chciał się rozwieść, ale podjął terapię. Ktoś w Boga uwierzył, patrząc na białą trumnę.
I choć o bólu większym od wszechświata nie da się mówić… milczymy oboje, moja żona
i ja… Antka tata,
„latam” w kosmos i szukam jego potężnej duszy.
I czasem przy stole opowiadam o śmierciach gwiazd. Ktoś się zawsze wzruszy, znając naszą historię…
i mówię…
„Patrzymy na nie z ziemi i wydaje nam się, że są maleńkie, nieznaczące w całym wszechświecie, jak nasz mały syn…
A potem okazuje się, po długiej drodze, że są jak słońce… i po swojej śmierci zostawiają niebywały rozbłysk, jedno z najpiękniejszych zjawisk w przestrzeni kosmicznej. Mało tego! To właśnie „supernove” wzbogacają przestrzeń o pierwiastki, które nie mogłyby w większych ilościach powstać w innych okolicznościach.”
Czy dlatego rodzą się… i umierają tak ciężko chore dzieci?
Do końca mojego życia synu, miłości moja, będę szukał odpowiedzi.