Wspólna droga powinna jednoczyć. W mojej rodzinie wszystko się rozwaliło, rozproszyło po świecie. Chodzę po drodze z obcymi ludźmi. Nie ma kawałka ziemi, które byłoby moje z dziada, pradziada. Jestem zawieszona w próżni, na 5 piętrze wielkiego blokowiska. Uciekłam z domowego ogniska – nie kojarzy mi się z ciepłem.

Prędzej z piekłem.

Mam na imię Janina. Nazwisko rodowe jednoznaczne ze wstydem. Szybko wyszłam za mąż, by mieć się gdzie podziać, ale wpadłam z deszczu pod rynnę.

Przez większość życia sprzątałam klatki. Nie, nie po zwierzętach. Klatki po ludziach. Współczesny człowiek godzi się na to, że jest niewolnikiem. Wystarczy, że ma smartfona – powiew wolności.

Ludzie nazywali mnie:

blokowa.

Klatki sprzątałam, chodniki zimą odśnieżałam. Nie wiem czy wiesz, ale taka była też funkcja w Auchwitz. A zadania? Utrzymanie porządku, dodatkowo dyscypliny, podział żywności i ewidencja więźniów.

Sprzątać, sprzątałam. Jedzenie? Wąchałam, gdy ktoś coś gotował lub piekł. Dyscypliny nie utrzymywałam. Nie raz ścierałam swoimi rękami ślinę, bo ktoś miał zabawę i pluł na balustradę. Zgarniałam pety jak kiedyś po tacie, gdy się upił i bałam się, że podpali chatę.

Ewidencję ludzi w klatkach też mogłabym prowadzić.

Najbardziej bolały mnie dzieci, które z płaczem wybiegały z domu, czasem na bosaka, bez kurtki w zimie. Znowu wracały wspomnienia z dzieciństwa.

Przychodził czasem ktoś z opieki społecznej. Sama wzywałam nie raz policję.

I nic nie zmieniało się na lepsze.

W naszym bloku, w naszych klatkach.

Wiedziałam, gdzie alkoholizm, gdzie przemoc, do którego mieszkania i o której wchodzi dziwka, a do którego kochanka.

Ja się nigdy nie puszczałam za pieniądze, a jednak brudna się czułam. Pewnego razu wyszła jedna pobita. Papierosa ze mną przy śmietniku zapaliła. I powiedziała, że się zgodziła, bo większa stawka, a ma dwójkę dzieci i kredyt nie do spłacenia.

Raz jednego chłopca zatrzymałam, bo wiedziałam, że w mieszkaniu jest obca kobieta, a jego matka na raka chora w szpitalu. Do sklepu go wysłałam i do drzwi zapukałam, mówiąc do gościa, że jego syn wróci za 10 minut. Prawie dał mi w ryj.

Nie dziwię się feministkom, bo mężczyźni przez pokolenia brali nas siłą. Zamiast nas chronić, z nami walczyli i przeciw nam. A jednak teraz gdy jestem już stara, zaczynam widzieć jaśniej, jak wielką katastrofą współczesnego świata jest brak… męskości.

Tej prawdziwej. Rycerskiej.

Bo to mężczyzna dostał władzę i zupełnie inne siły. Mój ojciec oddał mnie w ręce diabłów, które rozszarpywały mnie od dzieciństwa. Ubrały w swoje łachmany, wmawiały, że jestem nieczysta i do niczego się nie nadaje. Wpakowały w klatkę strachu i beznadziei.

Przez 40 lat pracowałam w klatce, blokowa wśród więźniów, a i teraz na emeryturze. Żartuję często, że nie wiem, co robić z pieniędzmi. Czy na leki wydać czy na jedzenie? Oto jest pytanie. Bo i tak nie starczy na wszystko. Moje upokorzenie sięgnęło zenitu w XXI wieku.

Wychodzę rano. Patrzę na świat. Zmienił się mocno. Ludzie już nie patrzą sobie w oczy, tylko w telefony. Wsiadam do tramwaju i młodzi ludzie zajmują siedzenia, w kapturach, ze słuchawkami, a ja stoję, próbuję nie zgubić równowagi. Jak upadnę, coś połamię, a w tym wieku tak już do trumny zostanie.

Mam jedną sukienkę, 3 koszulki i 2 sweterki. Sama zrobiłam 20 lat temu. Patrzę na te wszystkie ubrania, ozdoby, ekskluzywne samochody. Moje dzieci i wnuki to przepaść światopoglądowa. Czasem przychodzą do mnie, ale jestem wspomnieniem, które zasmuca bardziej niż cieszy. Jest problemem. I zastanawiam się, co mogłam zrobić więcej, inaczej… by… rodzina była silna. By była razem.

I wiem, już dziś wiem na pewno, że to może zrobić tylko ojciec i mąż. Próbowałam latami kleić relacje, a on je niszczył. Nabawiłam się ostatecznie nerwicy, potem depresji. Szarpałam się z nim latami, a i tak moje wysiłki spełzły na niczym.

Wracam też myślami do mojego ojca. Użyłam mocnych słów. Oddał mnie w łapy diabłom. Tak. Tak właśnie było. My kobiety możemy na głowie stawać, próbować być jednocześnie w sukience i w spodniach, ale jeśli mężczyzna nie nada imienia dziecku, poczucia godności i wartości i nie ochroni swojej kobiety, całej rodziny przed niebezpieczeństwami świata, to rzeczywistość okradnie ich z resztek, nawet z tego co wydaje się, że masz.

Pracowałam uczciwie całe lata. Z imieniem od taty: „szmata”.

I byłam szmatą na klatkach. Swoje włosy tam gubiłam, a potem je zamiatałam, by żaden ślad po mnie nie został. Poprawiałam parę razy, zawsze wtedy gdy ktoś właśnie schodził, a nie zdążyło wyschnąć. Wszystkie dzieci, myśląc o przyszłości, nie chciałyby robić tego, co ja. Dzisiaj ludzie chcą być piękni, znani i bogaci, nie napracować się przy tym.

A więc kim jestem? Naprawdę niczym?

Tak powiedziała mi moja wnuczka z gołym brzuchem, która zastanawia się czy jest biseksualna, bo w wieku 15 lat, próbowała już i z chłopcem i z dziewczyną.

To dziecko wychowywane bez ojca. Tak biedne, z pociętymi rękami. Znów wydane szybko w łapy zła. Ogród jej serca niedojrzały, a już zgliszcza.

Jestem bezradna, choć to piekło na wylot znam. I próbuję jej mówić… przytulać, moje dziecko. Ale między nami jest szyba smartfona i tych filmików, które ogląda i słucha.

Mijamy się często na ulicy i nie widzisz mnie, prawda? Umieram powoli z głodu, samotności wśród wysokich standardów życia miasta, które sprzątałam od zawsze, tu się wychowałam, a ceny są tak wysokie, że już dzisiaj prawie na nic mnie nie stać.

Ale najbardziej boli mnie to, że… nikt nie protestuje, nie widzi, że staliśmy się niewolnikami, więźniami na blokach. Współczuję też tym, którzy wzbogacają się kosztem rodzin, które ledwie wiążą koniec z końcem.

Droga mojego życia na szczęście się kończy, nie udało się mojej rodziny zjednoczyć.

Próbuję przebaczyć. Zagoić rany.

Kiedyś spotykałam ludzi, prawda… pogubionych i często złych… ale ludzi…

Dziś spotykam zaprogramowane roboty…

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią