Był chłopcem z placu broni. Choć na plac nie wychodził, do szkoły nie chodził, a jego główny rywal?

Czas.

Czas go gonił.

Wiedział, że to pojedynek na miarę rycerzy, choć bez koni, miecza i zbroi, za to na śmierć i życie.

Lekarz mówił, choć nie wprost. Słyszał. Mama zaczęła szlochać w głos.

Lekarstwa się skończyły. Nie mają czego podać.

Był chłopcem z placu broni. Niewiele jadł, za to na wadzę przybierał. Słabo się poruszał, dużo wymiotował.

A plac którego bronił? To kawałek serca, w którym chował nadzieję:

wszystko na końcu skończy się happy endem.

Codziennie zakradał się wielki strach jak złodziej.

Twierdzę zdobywał. Krzyczał i kazał wypędzać Anioła Stróża, który przy nim siedział.

Gdy ktoś pytał Chłopca z Placu Broni o strach, odpowiadał:

„to szef bandy czerwonych koszul, które zadają wielki ból.”

Siadał czasem na skraju łóżka, głowę zwieszał, podcierał nos, łzy leciały i mówił:

„wolałbym dostawać po pysku.”

A serce łamał nie tylko strach, ale też wielki wstyd.

Kiedy tył i trzeba było nosić w takim wieku… pampersy.

Wymiotował przy obcych ludziach na sali, otwierali okna, bo ledwo wytrzymywali.

Czytał „Chłopców z placu broni” i powtarzał innym dzieciom, że wielka siła rośnie powoli i się ją zdobywa.

Jak jeszcze się poruszał, zaglądał do różnych sal. Wyczuwał komu kończy się czas.

Wygrał wiele bójek, żegnał żołnierzy oddziału onkologii. Tak nazywał dzieci, które wymykały się profesorom: nawet doktoraty na nic. Może nie miał wszystkich klas podstawówki, ale wiedział, że nie zawsze przychodzi kolejny dzień.

Na nic wymówki.

Siadał wtedy przy łóżku i opowiadał o Placu Broni. O tym, że można być najsłabszym a i tak wygrać.

O zwycięstwie wojny świadczy ostatnia rozgrywka.

Nigdy nie zapomnę jak na kołdrze u Julka siedział. Wprost mu opowiadał na parę dni, zanim odleciał:

„najwięksi bohaterowie umierają. Tak też się zdarza… I nie znaczy, że przegrywają…

Nie znaczy, że przegrywają…”

Cieszyło go, że Nemeczek umiera jak Bohater na placu broni.

Sam zgasł w pierwszej połowie października.

Pomnika nie doczekał i pewnie nigdy nie doczeka. Żadne rondo nie jest nazywane jego imieniem. A zmienił życie tak wielu, wielu ludziom.

Po pierwsze: swojej klasie, ósmej B. Szkole, do której nie chce się chodzić, bo ciężko wstać. Tamtego dnia wszędzie wisiał nekrolog: KOLEDZE…

I jego zdjęcie z włosami jeszcze i uśmiechem.

Tak wiele dzieci na pogrzebie, oderwanych od komputera i problemów, co przerastały jeszcze wczoraj.

Z hukiem sprowadzone na ziemię. Tak inną od instagrama i tik toka.

Dorośli wymiękali. Otwarta trumna, a oni przyklękali. Wstawali, obracali się i wyli. A młodzi ludzie we wstrząsie. Rodzice zaklinali rzeczywistość, nie tłumaczyli…

Śmierć? W tak młodym wieku? Kto wytłumaczy dziecku, nastolatkowi w XXI wieku najtrudniejszą prawdę o człowieku?

Chłopiec na placu broni miał też rodzinę.

Na pogrzebie wszyscy się zjawili, nawet ci, którzy od dawna ze sobą nie rozmawiali, bo się kłócili. Na cmentarzu rodzice ciągle, ciągle się tulili. Choć rozwodzili się częściej, niż godzili.

Od tego dnia obiecali sobie, że już nigdy więcej.

Zrozumieli, co to znaczy aż do śmierci i że poprzednie kryzysy to nie były problemy.

A pokusy… co zabrały czas… Kłótnie zdobywały plac broni…

Czas ich przegonił.

Nie wrócą wspólnych chwil.

Ta pewność łamie serce. Choć łączy małżeństwo, są w tym oboje.

Zmienił też życie księdzu, który pierwszy raz pogrzeb dziecka odprawiał. I też ryczał. Wszyscy ze zwieszonymi głowami. Na kazaniu pytał, pytał… Boga.

Nikt się nie wymądrzał, wszyscy w ciszy.

Dlaczego, dlaczego?

Pielęgniarki, lekarze, cały personel poruszony.

Chłopiec z placu broni był ozdobą oddziału, duszą towarzystwa, promieniem słońca…

Kiedy skonał, wyglądał jakby spał. Uśmiechał się i promieniał.

Ktoś powiedział, ścieląc po nim łóżko… Że się udało. Obronił plac.

Na koniec odszedł nie on, ale strach.

<3

15 października przypada Dzień Dziecka Utraconego. Przez całą dobę Zespół Hospicjum Pomorze Dzieciom czuwa na straży bólu fizycznego, psychicznego i duchowego, by podnieść jakość życia dzieci w ostatnim czasie.

Proszę o wsparcie i włączenie się w akcję: „Zostań Aniołem”.

Szukamy 12500 osób, które ustawią stały przelew na symboliczną kwotę: 8 zł miesięcznie, nie więcej.

8, gdy się przewróci zmienia się w znak nieskończoności.

Tytuł przelewu:

Zostałem Aniołem dla dzieci z Hospicjum

Nr konta: 33 1090 1098 0000 0001 2428 2268 Santander Bank

Więcej o akcji:

https://pomorzedzieciom.pl/…/pomo…/anielska-zbiorka.html

Napisz do mnie

Jeśli poruszyło Cię spotkanie pod drzewem figowym,
i chciałabyś, lub chciałbyś podzielić się swoją historią